poniedziałek, 1 maja 2017

Niedziela skarbów w Festung Breslau

Jaka jest majówka tegoroczna - każdy widzi. Kiedy więc zobaczyłam dziś rano we Wrocławiu słońce, natychmiast zachciało mi się wycieczki, chociażby maciupkiej. I rowerowej na dodatek, bo to trzy w jednym (moja ulubiona formuła): kolanko zostanie trochę rozruszane, aktywność fizyczna odfajkowana, a i może jakieś tereny zeksplorujemy nowe, a nieznane nam dotąd. 

Muszę przyznać, że na męża i google zawsze mogę liczyć - wynaleźli w trzy minuty atrakcję turystyczną i to w odległości paru kilometrów od domu: fort piechoty z czasów I wojny światowej. No to na koń!


Wspomniany fort znajduje się na terenie dzielnicy Sołtysowice i jest nazywany Lisią Górą. W sąsiedztwie tylko ogrody działkowe, więc betonowe konstrukcje z przeszłości systematycznie zasypywane są przez działkowiczów odpadami ogrodniczymi. Z tego chyba powodu, jeszcze zanim dostrzegłam fort, moje oczy porwał kwiat, pyszniący się w malowniczych chaszczach. Z pożądaniem w oczach i jednoczesnym ubolewaniem nad faktem, że nie zabrałam żadnej saperki do wykopków, wytargałam roślinę, prawie metrowej wysokości (no dobrze - pół metra ma!) i wpięłam w rowerowy bagażnik. Potem roślinka wylądowała w plecaku.



W tym czasie mój mąż chodził po obwarowaniach, zafascynowany rozległością konstrukcji. I lekcją historii, bo jakoś do tej pory nie wiedzieliśmy, że Festung Breslau to nie jest termin z czasów II wojny światowej. Już bowiem w 1889 roku naczelne dowództwo armii niemieckiej podjęło decyzję o utworzeniu tu twierdzy, którą nota bene budowano ponad pół wieku. W pierwszym etapie tworzenia tego zamysłu militarnego powstała większość umocnień. Pozostałe obiekty powstawały w okresie międzywojennym i w czasie II wojny światowej.
Fort nr 4 to obecnie kompleks obiektów (betonowych), znajdujący się w dość opłakanym stanie, aczkolwiek ściany stoją solidnie. Są tu schrony, bunkry i zespoły forteczne, unikatowe na skalę Europy. O ich wyjątkowości stanowi także różnorodność tych budowli, staranność, z jaką zaprojektowano każdy element. 
Bardzo ciekawy jest np. ciąg  murów - betonowa linia okopów. Nawet dla baby wygląda to bardzo interesująco.

Mimo wszystko nie miałam ochoty pobrudzić sobie malinowych tenisówek błotem, więc nie weszłam na teren fortu. Zostałam przy rowerach, rozglądając się pilnie za kolejnymi skarbami. Niekoniecznie roślinnymi. Moje oko spoczęło na wyjątkowej urody cegle. Jej kształt i kolor był niezwykły, pomyślałam sobie, że może przyda się jako stojak na parasol w ogrodzie. Kiedy podekscytowany militarną budowlą mąż wrócił z obchodu fortu, ja zdążyłam już wytargać cegłę z mokrego podłoża i zamontować ją na bagażniku mężowego roweru. Biedak tylko jęknął, ale przywykł już do tego, że musi zwozić różne rzeczy z wycieczek - a to kamienie polne, albo korzenie szczególnie malownicze itp. Natomiast "malownicza" cegła z fortu wygląda tak:


Prawda, że cudna????

Mam nadzieję, że jest równie zabytkowa jak sam fort. Już cieszy me oko w ogrodzie, podobnie jak roślina, którą zdążyłam dzisiaj posadzić. Tu w drodze do domu:


A, i kiedy już opuszczaliśmy fort, znalazłam jeszcze jeden skarb, monetarny tym razem. Na ścieżce, w błocie, wypatrzyłam monety. Niestety, nie zabytkowe, ale całkowicie współczesne. 7,90 zł. dokładnie... Cóż, jak to mawiali starożytni Rzymianie: "pecunia non olet".... Co za niedziela skarbów!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz