wtorek, 2 maja 2017

Majówka w najbardziej oblężonej atrakcji turystycznej Dolnego Śląska...

Festiwal Kwiatów i Sztuki na Zamku Książ odbywa się od wielu lat, zawsze na początku maja. Nigdy wcześniej nie byłam tam w tym okresie, aż do dzisiaj. Oto relacja z najbardziej oblężonej imprezy majówkowej na Dolnym Śląsku! 

Sam zamek Książ jest już ogromną atrakcją turystyczną. Natomiast "podkręcony" jeszcze festiwalem kwiatów i sztuki - po prostu pękał w szwach, co trudno mi było sobie wcześniej wyobrazić. Zamek jest przecież rezydencją potężną i rozległą. Ma jednak swoją pojemność, jak się właśnie okazało...
Najpierw zaskoczył nas aż trzykilometrowy korek aut na dwóch pasach, by wjechać na parking, i tak dodatkowo poszerzony na czas festiwalu na okoliczne łąki. Potem długi spacer, ciągi handlowe i gastronomiczne, toy-toyki i... blisko stumetrowa kolejka ludzi czekających, by wejść do zamku. Mieliśmy bilety zakupione w internecie, jak większość "staczy kolejkowych" zresztą, bo przy kasach prawie nikogo nie było. Przyznam szczerze: wkręciliśmy się do węża, słowo daję, nie lubię takich metod, ale złamałam się dzisiaj... Tego tłumu się po prostu nie spodziewaliśmy! Dzięki tej śmiałej decyzji na wejście do zamku czekaliśmy jedyne pół godziny... 
Ludzi tłumy, ścisk jak w Bangkoku. Na przedzamczu (czy podzamczu) urocze dziewczyny, ubrane w kwiatowe suknie witały przybywających:

Jednak najważniejsze festiwalowe instalacje florystyczne, z pogranicza bukieciarstwa i sztuki rozstawione zostały w przepięknych salach zamku:



Trasa była długa, ciągnęła się przez piętra i zakamarki, po drodze "zaczepiało oczy" mnóstwo dodatkowych atrakcji: stoiska z biżuterią, ciuchami, wyrobami rzemiosła, miodem, kwiatami żywymi (storczyki) i setki innych... Napatrzyliśmy się i na wnętrza samego zamku - sale bardzo pięknie odrestaurowane, jak i na kwiatowe kompozycje przestrzenne.



Dla mnie najbardziej porywająca instalacja to ta w sali balowej:

Obejrzenie tego wszystkiego zajęło nam kilka godzin. Ludzi wciąż przybywało, to niesamowite, że organizatorzy jakoś to ogarniali. Ponieważ wszędzie obowiązywał ruch jednokierunkowy, z zamku wyszliśmy na tarasy, stąd znów potrzebowaliśmy kilkunastu minut, by dostać się do bramy prowadzącej na zewnątrz.


Mimo ogromnego ścisku warto było zobaczyć tę atrakcję. Jeśli zaplanujecie taki wypad na festiwal do Książa, czy to jeszcze w tym, czy w przyszłym roku, mam jedną radę: załóżcie z góry, że dojazd i dojście do zamku zajmie wam kilka godzin! I nie niecierpliwcie się - w końcu zobaczycie coś naprawdę niesamowitego!

Kolejną niesamowitą atrakcję zwiedziliśmy w drodze powrotnej: w Mokrzeszowie znajduje się zrujnowany mocno (czy raczej zdewastowany) szpital z końca XIX wieku, zbudowany tu przez Zakon Joannitów. Dzięki uprzejmości pana pełniącego tam charytatywnie rolę stróża, zwiedziliśmy obiekt od piwnic po strych. Nie wiem, co ciągnie mnie do takich miejsc, ale jestem przeszczęśliwa mogąc dowiedzieć się czegoś więcej...

Obie budowle jakoś dziwnie się ze sobą łączą, przez osobę księżnej Daisy - panią na zamku Książ, która w Mokrzeszowie też miała swoje ustronie - tzw. jeziorko. No ale to temat na inny wpis. zapraszam, poszukajcie na blogu!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz