niedziela, 9 marca 2014

Tajemnica von Schrecka, zamek rozbójników i prowansalskie klimaty, czyli weekend w Zagórzu Śląskim

Przepiękne widoki, tajemnica ukrytych skarbów na zamku Grodno i niezwykłe, prowansalskie klimaty we "Fregacie" nad jeziorem – tylko dwa dni w Zagórzu Śląskim, a tyle wrażeń!

Pojechaliśmy na weekend ostatkowy do Zagórza Śląskiego. W planie były harce w sporej grupie znajomych (ponad 20 osób) w przepięknym obiekcie nad samym jeziorem – we Fregacie. Urządzony obecnie w stylu prowansalskim stary poniemiecki pensjonat urzekł nas wykwintnością dań, papużkami rozrabiającymi w restauracji i terrarium z ogromną iguaną Tadziem, oraz atmosferą pokojów hotelowych, z których każdy prezentował się w innej kolorystyce. Niektóre z  nich (np. nasz) miały przepiękny drewniany taras z widokiem na jezioro i zaporę wodną z początku XX wieku. zapora też mnie zachwyciła jako cud techniki, jest obecnie największa na Dolnym Śląsku.









Kiedy tylko dotarliśmy do hotelu, zostawiliśmy walizki i udaliśmy się na rekonesans, bo pogoda była przecudna, a nieopodal jeziora góruje nad okolicą strzelisty zamek Grodno – malownicza pół-ruina, dawna siedziba rycerzy-rozbójników. 

Zamek ma bogatą przeszłość, jego początki sięgają XIII wieku, przechodził z rąk do rąk, w pewnym czasie należał do arystokratów z Łagowa (słynnego z tego, że znajduje się w nim do dziś zamek Joannitów - też go kiedyś opiszę...), Zedlitzów (to właśnie słynna dolnośląska, niemiecka rodzina posiadaczy ziemskich), ale jako atrakcja turystyczna Grodno funkcjonuje od XVIII wieku!

Z zamkiem  wiąże się ciekawa opowieść Joanny Lamparskiej,  znanej wrocławskiej dziennikarki badającej tajemnice przeszłości, poszukiwaczki skarbów, zwłaszcza tych ukrytych przez Niemców w czasie II wojny światowej. Lamparska, pracując w redakcji nieistniejącego już "Słowa Polskiego", w 1993 roku otrzymywała listy od niejakiego von Schrecka, który twierdził, że jest niemieckim saperem, który własnoręcznie zakładał miny skrywające tajemnicze, zalakowane  skrzynie, a działo się to w tunelach na zboczach Ślęży, oraz właśnie na zamku Grodno. Niemiecki minier został ponoć w 1945 roku po akcji na zamku zlikwidowany (jako świadek supertajnych operacji SS), ale cudem przeżył, żył i mieszkał w Polsce pod innym nazwiskiem, jednak pod koniec życia postanowił wyjawić swój sekret. Cała opowieść jest interesująca, nie będę jednak jej tu przytaczać, ciekawych odsyłam do książek p. Lamparskiej, w których to opisała, ale konkluzja jest na tę chwilę  jedna: żadnych skrzyń na zamku Grodno nie znaleziono... Tajemnica von Schrecka pozostanie już nią na zawsze…

Zamek Grodno i bez niemieckich skrzyń  jest jednak interesujący. Piękne są sgrafitti na budynku witającym turystów jako nagroda za wdrapanie się na niewielkie wzniesienie. Trafiło nam się zwiedzanie z przewodniczką, więc było o wiele ciekawiej (wstęp 10 zł).

W zamku, dokładniej w lochu głodowym mieszka szkielet księżniczki Małgorzaty, która nie chciała starca za męża, zakochana bowiem była w młodym giermku. Teraz błąka się czasami jako Biała Dama i pohukuje. Jest też spora kolekcja narzędzi tortur – mnie akurat nie wkręciła. Zrobiłam za to magiczne zdjęcie jednego z portali.

Poszwendaliśmy się po zamku, fotografowałam namiętnie cudne renesansowe portale wewnątrz, weszliśmy na wieżę z widokiem na okolicę i wróciliśmy po kilku godzinach do Fregaty, bo wieczór się zbliżał, a z nim ostatkowa kolacja i tańce, hulanki. To się trzeba było przygotować…

Przez część ostatkowego wieczoru byłam taką oto... Tahitanką...

 

4 komentarze:

  1. Beta,
    Kij z Makłowiczem wskakującym nago do jeziora, kij z Cejrowskim kupującym liczi na bazarku w Meksyku. Olać Wojciechowską w Afryce i Pascala przyrządzającego żabie wątróbki.
    Nie jestem fanką historii i gdybym ja była w tych wszystkich miejscach to na pewno nie wnikałabym w przeszłość takich murów (ot. taka ja-ignorantka), ale każda Twoja podróż (niezależnie od tego czy z wątkiem kulinarnym czy nie) jest absolutnie niesamowita. Nie przez samą jej niesamowitość, ale dlatego, że odwiedzasz (i promujesz) miejsca o których przeciętny Polak nie ma pojęcia! Tak potrafisz opisać zamkową historię i atrakcje, że aż chciałoby się tam pojechać!
    Ściskam serdecznie,
    Aga : )
    PS. Beta, cudowna z Ciebie Tahitanka!

    OdpowiedzUsuń
  2. Aguś, bardzo dziękuje za wyrazy uznania, poprawiłaś mi humorek poniedziałkowy.
    Ciągle mnie gdzieś nosi, a już jak mnie zaniesie, to uwielbiam wsadzić nos w sos.
    Przebranie było pożyczone, ale fajne, nie? Oj, zdarłam obcasy, bo się wytańczyłam, że hej.
    Pozdrawiam Cię, aloha!

    OdpowiedzUsuń
  3. Do Zagórza jeździłam kiedy jeszcze harcerką byłam:-).
    Wtedy też było pięknie ale inaczej niż dziś.
    I po raz kolejny muszę podziękować za wrażenia z wycieczki-sama pewnie już tam nie pojadę, ale sobie pooglądam Twoimi oczami :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. No właśnie, Edytko, Wrocławianie znają te okolice, ale ja sama byłam tu poprzednio kilkanaście lat temu. Z zadowoleniem jednak skonstatowałam, że sgrafitti na zamku takie piękne jak dawniej...
    No śliczności mamy w tym naszym kraju-raju. I chociaż uwielbiam podróże zagraniczne, to jednak polskie weekendy przed sezonem urlopowym są bardzo zajmujące i pełne wrażeń...

    OdpowiedzUsuń