wtorek, 23 września 2014

Odkrywczy weekend w mieście

Od tygodni nie spędzałam czasu w centrum mojego pięknego miasta. Podczas weekendów na ogół albo imprezuję w domowym zaciszu (własnym lub znajomych z dzielnicy czy też na peryferiach miasta, gdzie znajomi pobudowali sobie domy), albo wyjeżdżam całkiem poza Wrocław. Ten weekend był więc wyjątkowy...

W piątkowy wieczór postanowiliśmy wreszcie zobaczyć, czym tętni Rynek wielkiego miasta i wybraliśmy się tam na rowerach (mamy "tylko" albo "aż" 5 km z Wielkiej Wyspy). Przyjemnie było pedałować ścieżkami rowerowymi omijając piątkową krzątaninę na ulicach. Przejeżdżając przez park koło Panoramy Racławickiej dojechaliśmy pod Muzeum Architektury i nagle koła nam wbiło w trotuar.

[caption id="attachment_2274" align="alignleft" width="105"]Polegiwacz Polegiwacz[/caption]

Na skraju parku, przed wejściem do muzeum zatrzymała nas niezwykła instalacja architektoniczna w plenerze, do publicznego użytku: POLEGIWACZ. Wśród drzew rozgościł się bowiem rodzaj mini amfiteatru zrobionego z płyt OSB (trochę badziewiarskich, ale co tam) tworzący kameralną widownię na kilku poziomach, do półleżącego słuchania muzyki (na żywo, miksowało dwóch DJ-ów!). Natychmiast odstawiliśmy rowery pod drzewo i zalegliśmy na podusiach. Rozejrzałam się ciekawie, przytupując nogą do świetnej, klubowej muzy, którą z uniesieniem w... uszach

[caption id="attachment_2275" align="alignright" width="150"]DJ-e i piec do pizzy w ciężarówce DJ-e i piec do pizzy w ciężarówce[/caption]

prezentowali dwaj, a w porywach trzej DJe. Wokół kilkoro młodych ludzi polegiwało, byliśmy jednak najstarsi... Uwielbiam się wyróżniać. 

W mini kafejce polegiwacza serwowane były ciekawe napoje (wybraliśmy coś z oferty  Lwówka - jaki aromat i smak!). Degustując piwo i muzę mieliśmy widok na zaparkowany niezwykły pojazd: ciężarówkę, która miała przeszkloną pakę, a w niej... piec do pizzy, przy którym uwijało się dwóch młodzieńców. Co parę minut wyjmowali drewnianą łopatą gorące placki 20140919_190237margerity i roznosili zamówienia publiczności na polegiwaczu.

Polegiwaliśmy tak z dobrą godzinę, w sumie można było zostać tu do rana (dobra muza, miejsce do leżenia, jadło i napitki, sucho i ciepło), ale przecież inny mieliśmy plan...

Z żalem opuściliśmy Polegiwacza i udaliśmy się do Rynku. Tu ruch jak w ulu: szansoniści z różnych  stron wielkiej europejskiej rodziny prezentowali swoje kontrowersyjne umiejętności. Objechaliśmy wszystkich szybko i poniosło nas sprawdzić, co się dzieje nad fosą. Nic się nie działo. No to skierowaliśmy koła na Ostrów Tumski - w nocnym oświetleniu miejsce to nabiera przecież jeszcze większej (o ile to możliwe) magii.  Po drodze mijaliśmy młodzież udającą się z butelkami piwa w dłoniach na Wyspę Słodową - miejsce wszelkich plenerowych imprez - to taka wrocławska Ibiza... Swoją drogą, z czym iść na Wyspę Słodową, jeśli nie z piwem?

Tym razem nie podążyliśmy za nimi na lewo, lecz pojechaliśmy  prosto przez Most Piaskowy w stronę Pl. Bema, gdzie rekordy popularności od kilku tygodni bije lodziarnia, założona przez dwóch studentów. Długie kolejki o każdej porze dnia i tygodnia - aż na ulicę. W ofercie lody o ograniczonym wyborze smaków, mimo to najwyraźniej kultowe. Stanęliśmy więc karnie po gałki o smaku jeżynowym i ricotty z malinami (nasz pierwszy raz), gdy podeszła sympatyczna dziewczyna z "Inicjatywy rowerowej", która przedstawiła nam projekty obywatelskie dotyczące ścieżek rowerowych we Wrocławiu i zachęciła do głosowania, bo "zauważyłam, że przyjechali państwo na rowerach". 

No to się podpisaliśmy, mimo że ja cholernie rozdarta jestem. Uważam, że cykliści za bardzo rozpychają się w mieście, a rowerowe lobby działa zbyt prężnie, gdyż bez ładu i składu tworzone są ścieżki rowerowe wyodrębniane z jezdni. Niech mi ktoś wytłumaczy, jaki jest sens robienia ścieżki dla rowerów na jezdni jednokierunkowej - ale pod prąd? Albo tworzenia na skrzyżowaniach czerwonych miejsc przed samochodami, na całą szerokość pasa dla rowerzystów? Te działania irytują mnie, ilekroć prowadzę auto. Podobnie irytują mnie rowerzyści jadący z dużą szybkością po chodnikach, mostach, gdy ja jestem akurat pieszą. Jestem rowerzystką rekreacyjną, więc jeśli już jeżdżę, to dla przyjemności - unikam jak ognia jezdni i skrzyżowań. Wiem, że wielu rowerzystów traktuje rower jako podstawowy środek lokomocji po mieście. I dla nich są te zmiany, przez które cierpi więcej (w tysiącach) użytkowników dróg. Paranoja. 

No więc podpisałam się wbrew sobie, pod tą inicjatywą utworzenia 10 kilometrów ścieżek rowerowych. Trudno się będzie wycofać, musiałabym odnaleźć tę dziewczynę (znów pod lodziarnią), skraść jej formularz  i go zjeść. Nie uczynię tego, bo lody były takie sobie, nie ma po co wracać. Na pewno drugi raz nie będę stała w kolejce!

20140919_201258Całe szczęście, że Ostrów Tumski nas nie zawiódł. Klimacik był, że ho ho! Jakiś gitarzysta pod Nepomucenem fajnie grał "toboły", czyli melodię "To były piękne dni...", poza tym odkryliśmy kilka ciekawych detali na wieżach katedry i zieloną latarenkę na kościółku Św. 20140919_200902Idziego. Można więc śmiało powiedzieć, że wieczór w rodzinnym mieście był bardzo odkrywczy...

 

9 komentarzy:

  1. Na takim polegiwaczu to można polegać! Strudzonych wędrowców ugości i jak na zjeżdżalni z górki na pazurki zjechać pozwoli (ale chyba nie próbowałaś?). Czytając fragment o żarełku przypomniał mi się tekst Hrabich "ja pierdzielę! ale tu jest fajnie! tu jest sucho... światełko jest, żarełko jest... tu nie śmierdzi... faaaajnie tu!". 10km ścieżek? Nie ma czego żałować- nawet nie zauważysz!
    Ciekawe co nowego zaproponowałby mi Kraków gdybym tylko dała mu szansę i wyszła naprzeciw pewnego popołudnia... Tak się tylko zastanawiam... bo w sumie te krakowskie maczety są już od pewnego czasu passe! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aga, można polegać i... polec, zwłaszcza po nadużyciu. Ale świetne miejsce, szkoda, że przegapiliśmy latem, bo teraz gdy chłód i deszcz, pewnie zwiną tego Polegiwacza...
    A propos fajnych powiedzonek, to nasz znajomy ma takie: "tu mi ciepło, tu mi dobrze, tu się rozmnożę..." :-)
    Co masz na myśli pisząc "krakowskie maczety", bo nie kumam?
    Uściski.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przez wiele osób Kraków uważany jest za stolicę kiboli :D. A że kibole po godzinach szukają innych rozrywek z maczetami i kastetami pod pachą, to później w internecie roi się od takich artykułów:
    krakow.naszemiasto.pl/tag/maczety-krakow.html :D. Na szczęście bieganie po Krakowie z siekierkami zaczyna się robić passe (bo policja stara się trzymać rękę na pulsie) ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja naiwnie myślałam, że gorszej hołoty od kiboli Śląska - nie ma!
    Futbol powinien być zakazany.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zazdraszczam Ci okrutnie Beatko tego spacerku po Wrocławiu i moim ukochanym Ostrowie Tumskim... :-((

    OdpowiedzUsuń
  6. Eheu, jak to dziwnie jest - mając Ostrów prawie pod nosem bywam tam raz na kilkanaście tygodni, więc pewnie równie często, jak Ty :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. W Warszawie jest też coraz więcej ścieżek i szlaków do spacerów pieszych jak i rowerowych. Wg mnie jeden z fajniejszych to biegnący wzdłuż Wisły po praskiej stronie pomiędzy drzewami utwardzony dukt. Co do kibolstwa to nie ma sensu poruszać tego tematu bo nie jest tego wart i jest wiele innych ciekawych tematów.

    OdpowiedzUsuń
  8. we Wrocławiu zawsze je co oglądać :) Taki urok ma to nasze miasto!

    Pozdrawiam, Zygmunt
    http://www.like08.pl/projektowanie-stron-wroclaw/

    OdpowiedzUsuń