piątek, 12 września 2014

Seksowna zabójczyni w białych rękawiczkach

P1170502I kto by pomyślał, że ta seksowna futrzana istotka, w białym śliniaczku, w takich samych rękawiczkach i podkolanówkach, uroczo prężąca się do sesji fotograficznej - to morderczyni, bezwzględny killer?

Wracam sobie wczoraj z pracy z zakupami, gmeram kluczem w drzwiach a tu pojawia się Lola z prezentem w pyszczku - na wpół zagryzionym młodym szczurkiem. Trzymanie go w zębach nie przeszkadza jej w powitalnym: „miau, co dla ciebie mam!”

Nie jestem gryzoniofobem, rozczulają mnie myszki, szczurki, chomiki – ale ten widok mnie ciut przeraził, bo gdyby się szczurek wyrwał, to zwieje i będzie mi się kręcił po tzw. posesji! Lubię szczurki, ale domowe, hodowane w terrarium, a nie takie łażące po mojej piwnicy itp. Nakazałam więc Loli: załatw go! – i weszłam do domu po saszetkę dla koteczki. Po namyśle jednak (jak ona dostanie teraz saszetkę, to porzuci szczura) postanawiam nie schodzić od razu. Przetrzymam ją.

Dałam radę tylko kwadrans. Zeszłam z kocim żarciem, Lola nadal czatowała z półżywym prezentem pod drzwiami domu. Na mój widok („hurra, dwunożna stołówka przyszła!”) wypuściła z pyszczka zdobycz i zaczęła ocierać się o moje nogi. Ja tymczasem pilnie obserwowałam szczurzy stan zdrowia.

Gryzoń leżał na plecach i teatralnie oddychał, łapczywie łapiąc powietrze. Ruszał też ogonem. „Lolka, no nie, załatw go! Przecież nie możemy go tak zostawić, bo umknie!” – perswadowałam  koteczce, ale ta nie była już szczurkiem zainteresowana.

Szturchnęłam go parasolem, zaczął ruszać tylnymi nogami, jakby się odpychał, ale nie miał siły przewrócić się na łapy, wciąż leżał na pleckach. Jasny gwint! Co robić? Dobić go?

Przypomniała mi się scena sprzed kilku dni, gdy podczas biesiady w ogrodzie kuzynka wyławiała muszkę-owocówke z wina, bo żal jej się zrobiło, przecież takie stworzonko też chce żyć. Proponowałam je nawet żartobliwie zrobienie muszce sztucznego oddychania, ale wystarczył widelec – i muszka odzyskała siły. Obcując na co dzień z takimi dżinistami, jak mogłam zacząć planować, to, co zrobiłam?????????

Tymczasem Lolka ani myślała mi pomóc. Zamknęłam więc oczy i końcówką mojego pomarańczowego parasola „na kiju” (strasznie lało) walnęłam go ze trzy razy w brzuch. Znieruchomiał wreszcie. Lola przyglądała się kaźni obojętnie.

Zostawiłyśmy go na trawie i oddaliłyśmy się celem konsumpcji pysznej galaretki z drobiu. Wracając do domu – zerknęłam na TO miejsce, ale szczurek twardo leżał i się nie ruszał.

Po godzinie znów zeszłam do Loli, bo należy jej się jeszcze deser przed nocą – chrupeczki pyszne. Znów przechodziłam koło TEGO miejsca, ale szczurka już nie było…

I nie wiem, czy Lola go sprzątnęła (wszak sprawą  killera jest usunąć ciało?), czy się chłopak jednak otrzepał… Jeśli się wykaraskał, to nie będę miała na sumieniu zabójstwa. Co z tego, że pomarańczowym parasolem...

[caption id="attachment_2248" align="aligncenter" width="150"]Lola z Kajtusiem Lola z Kajtusiem[/caption]

12 komentarzy:

  1. Nie wiem czy wiesz, ale Lola bardzo Cię kocha.
    Ten hm "prezent" to wyraz kociej miłości :-)))
    P.S. Może czarnym parasolem było by lepiej? Wiesz tak bardziej dramatycznie ...:-)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta Twoja Lola to jest okrutnie rozbestwiona.
    Głupotą z mojej strony byłoby twierdzić, że mam jakikolwiek wpływ na działania (lub ich brak) moich futrzanych potworów, powiem tylko, że owszem, przynoszą trofea. Owszem, bawią się z(?) nimi okrutnie. Owszem, porzucają bawidka na odgłos rozrywania saszetki. Ale przynajmniej nie muszę ich wstępnie zmiękczonych ofiar dobijać. Grzecznie pałaszują "crunchy mice", zostawiając ewentualnie perfekcyjnie wypreparowane wnętrzności oraz łepki.
    A wyczytałem gdzieś, że samo przynoszenie łupów do domu wynika z tego, że koty traktują nas jak frajerów, co to niczego sami nie złapią, a nie z chęci przypodobania się.
    Bo niby komu? Personelowi?

    OdpowiedzUsuń
  3. Pomarańczowy jak najbardziej.Wiem oglądałem Kil bila. Kobieta zdecydowanie pomarańczowym.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mam własnych kotów, ale niedawno pilnowałam trzech. Kotka o wdzięcznym imieniu Porzeczka jest również zabójczynią najwyższych lotów. Wróbelków głównie, choć myszki tez się zdarzają. Przez cały pobyt polowałam na nią i skutecznie ratowałam jej zdobycze, ale raz znalazłam myszkę, a innym razem tylko organ wewnętrzny na wycieraczce. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też ją strasznie kocham, ale do czego ta miłość nas zaprowadzi???

    OdpowiedzUsuń
  6. No więc tak do końca nie wiadomo, co te kociaki sobie myślą. Ale może to był prezent jednak z całego serca - dała, to co miała. Ja jej codziennie daję. Nawet kilka razy dziennie, to może się na swój koci sposób odwdzięczyła?
    Pozdrawiam kociarza, miauuuuuuuuu...

    OdpowiedzUsuń
  7. Cholerka, przywołałeś kultowy film! Od razu mi ulżyło, że mordując jestem haute couture...

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja wiem, że kobieta wrażliwa rozdartą jest - bo przecież ptaszki lubi i kotki mizia. No w każdym bądź razie, jak moja przyjaciółka dokarmiała Lolę podczas mojej nieobecności to się obraziła na nią za ptaszka, którego ta sobie upolowała na obiad. Miesiąc jej nie mogła wybaczyć, a to przecież normalny łańcuch pokarmowy jest, aczkolwiek wróbelki przemiłe sa i nic do nich nie mam...

    OdpowiedzUsuń
  9. My mamy dwie kotki i faktycznie milusie słodkie koteczki w momencie gdy zobaczą muchę, ważkę, jaszczurkę staje się bezwzględnym mordercą. A jak już będzie "po zawodach" przynosi trofeum i znowu stają się miłe, delikatne kochane koteczki :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Cóż poradzić na kocią naturę :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Twój kot przynajmniej złapał... Ja raz miałam kota, koło którego myszy biegały, a on na nie patrzył i ani drgnął leniwiec jeden. Pies i trutka na myszy go wyręczyć musiały

    OdpowiedzUsuń
  12. Ale przynajmniej oszczędził Ci tych okropnych obowiązków "dobijania" parasolem!!! :-))

    OdpowiedzUsuń