czwartek, 26 marca 2015

Lola, czyli koci kartel

Lolka owinęła nas sobie wokół... łapy w białej rękawiczce. Ten koci kartel stosuje wszystkie chwyty, by dostać to, czego potrzebuje. Na porządku dziennym są: wymuszenia, terror, szantaż, stosowanie opłat za przejazd (myto), nieustanna inwigilacja...


Kartel zadomowił się na posesji tuż przy wyjeździe z garażu (sami przyłożyliśmy do tego rękę, budując tam Loli dom z bali, wyłożony pluszem i styropianem, z zadaszonym
tarasem - jadalnią). Ma nas więc na oku. Ilekroć chcemy wyprowadzić samochód, by pojechać np. do pracy (w której zarabiamy grube pieniądze na chrupki), musimy odwrócić jej uwagę, podając posiłek. W przeciwnym razie Lola rzuca się pod koła, przeskakując tuż przed maską z lewej na prawą i odwrotnie. Wieczorami wygląda to jak w thrillerze – reflektory samochodu powiększają cień Loli na ścianie garażu do gigantycznych rozmiarów - ma się wrażenie, że przed maską niespokojnie przechadza się tygrys… Wrażliwe jednostki (np. sercowy pasażer) mogą paść ofiarą kartelu!
Bywa, że parę razy w ciągu dnia wjeżdżamy i wyjeżdżamy z garażu, więc myto płacone jest wielokrotnie. Paczki chrupek znikają zatem w zastraszającym tempie, pomniejszając nasz domowy budżet w identyczny sposób jak wydatki na paliwo. Koci kartel ma mimo to (chrupek i saszetek oraz pasztecików) niezły apetycik na dziczyznę – często przy kocim domku znajdujemy ślady konsumpcji. Wtedy ze łzami w oczach muszę sprzątać piórka biednego ptaszka, który nie był na tyle czujny, by ustrzec się zabójczej broni kartelu – pazurów.
Inwigilowani jesteśmy całą dobę. Kiedy nawet nie poruszamy się samochodem, ale wychodzimy z domu bądź do niego przychodzimy, koci kartel zawsze wypatrzy nas z daleka. Siedzi zazwyczaj na słupku ogrodzenia, albo zasadza się w ogródku sąsiada naprzeciwko i gdy tylko nas rozpozna, pędzi z miaukliwym, głośnym oskarżeniem o głodzenie zwierząt i szantażuje nas złożeniem skargi do Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Ulegamy. Zawsze.
Okna naszego mieszkania wychodzą na 4 strony świata. I zapewne z  każdej jesteśmy obserwowani przez koci kartel. Wprawdzie z dwóch stron mniej korzystamy, więc trudno to potwierdzić, natomiast strona wschodnia i zachodnia  jest często używana, więc znajduje się pod stałym obstrzałem. Wystarczy np. otworzyć okno w sypialni do wietrzenia (na I piętrze), by napotkać głodny wzrok kartelu, który siedzi naprzeciwko, u sąsiada w ogródku. Gdy  przez otwarte okno spojrzymy lekko w dół, by sprawdzić np. kondycję roślin na skalniaku, to możemy być pewni, że czekać tam na nas będzie kocia mordka. Podobnie jest od strony zachodniej – jakiekolwiek (nawet ciche, gdy nie rozmawiamy i nie szczękamy filiżankami, a kawę przełykamy w szlafrok) pobyty na tarasie, a już szczególnie podczas weekendowego śniadania, zakłócane są przez żałosne jęki kartelu, domagającego się: chrupek, uwagi, pieszczoty. Nadmienię tylko, że taras znajduje się na I p. i jest otoczony balustradą - murkiem, więc teoretycznie koci kartel nie może nas z dołu widzieć... Ale słyszy siódmym zmysłem chyba.
Ostatnio kartel znalazł sobie nową rozrywkę: ciągnie nas na ogród. Koci domek znajduje się od frontu domu, od wschodu, natomiast ogród jest po zachodniej stronie. Brama domu znajduje się od północy, zatem jak się przychodzi od strony wschodniej i chce się wejść do domu, nie przechodzi się przez ogród. Kartel jednak wymusza na nas zmianę kierunku i planów. Nic dziwnego, teraz, wiosną jest tam ciekawie – przede wszystkim ptaszki kląskają, są ekscytujące dla kartelu rzeczy do roboty (mordowanie). No i są psy sąsiadów, które można powkurzać. Jak jest widno to się nawet dajemy na ogród zaciągnąć – Lola robi z nami obchód roślin i drzewek, potem bawimy się wędką itp. Ale ostatnio zaczęła ciągnąć nas na ogród po nocy – a my nie dość, że jak to człowieki wzrokowo jesteśmy ułomni, w ciemnościach niewiele widzimy, to jeszcze posługiwać się bronią i mordować nie umiemy!
Może się jednak zdarzyć, że i w tym ulegniemy, przystępując do kociej mafii. Wiecie, z kocim kartelem nie ma  żartów!



5 komentarzy:

  1. Jak przyjeżdżam do domu na wsi pojawiają się dwa czarne koty. Nigdy nie przychodzą razem. Daleko nie mają - są to koty sąsiada. Jeden jest straszliwie namolny i gdy zamkniemy się w domu, aby zjeść obiad, potrafi wskoczyć na zewnętrzny parapet i miauczeć z oburzeniem. Drugi jest tylko towarzyski, nawet na grzyby do lasu z nami się wybierze. Oba są bardzo łowne - to akurat jest zaleta jesienią, gdy tabuny myszy ciągną do domu...

    OdpowiedzUsuń
  2. To te czarne są w tym samym kartelu, co Lola! Kocie cwaniactwo do szóstej potęgi, koty zawsze mają kilka stołówek, a człowieki są im powolne... Moja dochodząca koteczka też jest łowna, a łazi przy nodze jak piesek. Gdy napisałeś o kocim grzybobraniu to zastanawiałam się, czy nie brać jej na rower, gdy jedziemy na wycieczkę - ciekawe, czy usiedziałaby w koszyku? Musze sprawdzić. Pozdrawiam, miałłłłłłłł.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie chcę Cię straszyć, ale z okazji pory roku to może już za chwilę przerodzić się w kocią mafię, która będzie śledzić każdy Wasz krok, nie dając spokoju nawet nocami! Biedni Wy. Nasz wieloletni Biały ostatnio zginął pod kołami samochodu i tak jakoś nie ma kto o jedzenie miauczeć i Dziadka mojego pilnować...

    OdpowiedzUsuń
  4. Coś Ty, Niki, Lola pilnuje posesji. Przegania wszystkich absztyfikantów, nie chce się nami dzielić - taki wypas ma. Poza tym jest wysterylizowana, do nas dopiero rok przychodzi... Ale przykro z Białym! Wiem, co czujesz, bo do mojej mamy (mieszka w bloku) 7 lat przychodził pod balkon Bambiś - kilka dni temu widziała go zabitego na przejściu i wciąż płacze...

    OdpowiedzUsuń
  5. Czyli macie kota ochroniarza, no ładnie ;)
    A no smutno, tym bardziej, że dwa wypadki samochodowe przeżył, przy czym w jednym stracił ogon, a teraz już mu się nie udało :/

    OdpowiedzUsuń