sobota, 15 września 2012

Grota nimfy Kalypso


Krysia spędza wakacje na wyspie Malta, sąsiadce Sycylii. Pomaga ojcu, który jest archeologiem, w pracach badawczych nad megalitami – prehistorycznymi budowlami, wzniesionymi z olbrzymich kamieni. Powietrze jest tu aż gęste od historii i mitów. Podobno to na tej wyspie nimfa Kalypso więziła przez osiem lat dzielnego Odyseusza...


- Krysiu, proszę, zrób jeszcze zdjęcie tej spirali! Najlepiej byłoby, gdybyś spróbowała ją skopiować ołówkiem, na papierze kalkowym. Chciałbym ją mieć w naturalnych wymiarach… – szpakowaty mężczyzna w słomkowym kapeluszu delikatnie czyści pędzelkiem kawał płyty kamiennej z wyrzeźbionym spiralnym motywem, uśmiechając się radośnie pod wąsem.

- Jeszcze jedna spirala? Wiesz, tato, nie sądziłam, że mój pobyt na Malcie będzie się ograniczał do fotografowania hurtowych ilości dość nudnego szczegółu dekoracyjnego... Marzyłam raczej o przygodzie, tajemnicy, no, „Indiana Jones i Poszukiwacze Zaginionej Arki” albo coś w tym stylu...

- Masz głowę nabitą efektami specjalnymi. Co za czasy, teraz liczą się tylko komiksy, komputery i szybka akcja! A w tych spiralach jest więcej tajemnicy, niż we wszystkich odcinkach Indiany Jones’a razem wziętych. Musisz po prostu wgryźć się w temat, żuczku. Świątynie megalityczne są starsze nawet od piramid i mają nie mniej intrygujące pochodzenie. Wyspy archipelagu maltańskiego mają niewielkie wymiary, a postawiono tu aż 25 takich obiektów! Po co? To właśnie chcemy zbadać. Nie chcesz zgłębić tej tajemnicy? Twoja pomoc w uzupełnianiu dokumentacji fotograficznej jest po prostu nieoceniona...

- Dzień dobry, panie profesorze! Przyprowadziłem panu kolejnych entuzjastów megalitów! – wesoły głos przerwał im rozmowę i sprawił, że Krysia odwróciła się z zainteresowaniem. Zamaszystym krokiem zbliżał się do nich blondwłosy chłopak, ukazując w uśmiechu rząd olśniewająco białych zębów. Na jego szyi i przegubach dłoni migotały wesoło indiańskie „tasiemki szczęścia”: paseczki  uplecione z kolorowych koralików. „Jaki słodki, ciekawe kto to?” – pomyślała Krysia. W tej samej chwili jej tato podawał chłopcu rękę na powitanie.

- Witaj, Mikołaju! – profesor wyraźnie ucieszył się na jego widok. – Nie było cię ze dwa tygodnie! Już się martwiłem, że przestaniemy się widywać... Ilu zapaleńców mamy dzisiaj?

- Dokładnie trzydziestu! Poprzednia grupa preferowała „wino, kobiety i śpiew”, to dlatego nie przyjeżdżałem. Ci za to nadrabiają zaległości w dwójnasób, chcą zobaczyć przynajmniej trzy obiekty!

- Ho, ho, to nie przelewki! Prawdziwi pasjonaci, hmm... Myślę, że cztery godziny nie wystarczą... Ale, ale, pozwól, że was sobie przedstawię: oto Mikołaj, zaprzyjaźniony rezydent biura turystycznego, prywatnie student prawa w Warszawie, chwilowo Maltańczyk, podsyłający mi wycieczki żądnych wrażeń turystów z całego świata. I moja córka, Krystyna, studentka informatyki, chwilowo nie na wakacjach, lecz w pracy. Pomaga mi dokumentować badania nad megalitami.

- A już chciałem pana zapytać, czy to pana najświeższe wykopalisko, cenny skarb, konkurentka Venus z Malty? – Mikołaj patrzył na Krysię z sympatią.

- To chyba żaden komplement! Przecież ta maltańska Venus jest smoczych  rozmiarów! –wtrąciła się wreszcie Krysia.

- Nie chciałem być źle zrozumiany...

- Obawiam się, Mikołaju, że uratuje cię  jedynie próba zadośćuczynienia gafie. Wiesz, jak młode damy są wrażliwe na punkcie swojej wagi. A komplement porównujący kogoś do Venus z Malty mogła zrozumieć tylko studentka archeologii... Mam propozycję: ja zajmę się zniecierpliwionymi już turystami, a wy zrobicie sobie przerwę. Mikołaju, zabierz moją córkę do groty Kalypso. Należy jej się drobny odpoczynek, ma przecież wakacje i przyjechała wygrzać się na słońcu, a tymczasem wokół niej same spirale. Obawiam się, że mogę stracić asystentkę, a nie chciałbym... Możecie dotrzeć do plaży i wykąpać się w morzu. Macie cztery godziny. Zatem, do zobaczenia i miłego dnia! - profesor machnął na pożegnanie ręką w dość nieokreślonym geście i oddalił się spiesznie do oczekujących nieopodal turystów.

Leżąc na piasku w mokrym kostiumie Krysia obserwowała, jak krople wody spływają po złocistej skórze Mikołaja. „Kto by pomyślał, że będę się kąpała w morzu w interesującym towarzystwie... Mikołaj jest szalenie pociągający, ma taki rzadko spotykany wdzięk. Jest dobrze wychowany. Uprzejmy do przesady. Chyba nie umiałby być dla kogoś niegrzeczny. Ma wspaniałe poczucie humoru. I nie jest głupi, chociaż kompletnie nie zna się na komputerach. Kto by pomyślał, że poznam kogoś tak wyjątkowego na tej kamienistej wyspie!” – ku własnemu zaskoczeniu Krysia musiała przyznać, że jest pod wielkim wrażeniem. Intuicja podpowiadała jej, że Mikołaj nie jest typem podrywacza, szukającego przygody. "Mieszka na Malcie już od pół roku, zaliczając egzaminy hurtem, raz na kilka miesięcy. Coś go tu trzyma. Budzi moje zaufanie, jest naturalny. Mój ojciec go uwielbia...”

Mikołaj leżał na brzuchu, zwrócony do niej twarzą. Na policzku miał trochę piasku i Krysia musiała się mocno powstrzymywać, by nie strzepnąć go lekko. „Co się ze mną dzieje?” Tak bardzo chciała go dotknąć...

- Kąpiel była wspaniała, chociaż dla mnie woda jest tu czasami aż za ciepła – odezwał się nagle Mikołaj, otwierając zielone oczy i przyłapując Krysię na zbrodni przyglądania mu się.

- Właśnie to jest w tym morzu najfajniejsze. A propos, jak się ono nazywa?

- Tyrreńskie.

- Bałtyk nawet podczas upalnego lata potrafi być zimny jak wody Grenlandii. Za to ma piękniejsze, piaszczyste, szerokie plaże.

- To prawda, takich wydm jak u nas nie ma nigdzie, a już Malta szczególnie nie jest rajem dla plażowiczów. Za dużo kamieni i stromych zejść do morza. Ale są one strrraaaasznie romantyczne. Sama zobaczysz, kiedy dojdziemy do groty Kalypso...

- Strrraaasznie romantyczne?

- To takie żartobliwe sformułowanie, nauczyłem się od jednego wesołego turysty.

- Dobrze, wysuszmy się więc trochę i ruszajmy, bo zostały nam już tylko dwie godziny do powrotu. Stęsknieni turyści będą na ciebie czekać...

- Ciekawe, czy ty będziesz za mną tęsknić? Wrócę dopiero w następną niedzielę, o ile pojawi się ktoś chętny do oglądania megalitów.

- Sama jestem ciekawa – wymijająco odparła Krysia, ukrywając nagłe bicie serca. Wydawało się jej, że dudnienie jest doskonale słyszalne w promieniu kilometra. Mikołaj spojrzał na nią z żalem.

- Chodźmy! –  za wszelką cenę chciała zmienić temat. – Kto to w ogóle jest ta Kalypso?

- Mogłem się domyślić: informatycy nie czytają mitologii. Nie ma tam przecież mowy o układach scalonych i systemach operacyjnych... – Mikołaj usiłował być złośliwy. - Homer w „Odysei” twierdzi, że piękna nimfa Kalypso przetrzymywała Odyseusza na swojej wyspie aż osiem lat, obiecując mu wieczną miłość i nieśmiertelność. Wyspa nazywała się rzekomo Ogigia, ale językoznawcy udowadniają ostatnio, że musiała nią być Gozo – jedna z wysp archipelagu maltańskiego, na której właśnie się znajdujemy. Odkrytą tu grotę nazwali więc imieniem nimfy. Podobno kto ją odwiedza, jest długo piękny i atrakcyjny... – Mikołaj zawiesił głos.

- Seksualnie? – dopytywała się Krysia.

- Uhmmm... Właściwie... właściwie wcale nie musisz tam iść...

- Czy to kolejny komplement z gatunku tych, które rozumieją wyłącznie studentki archeologii?

Nie czekając na jego odpowiedź, Krysia jak rozradowany brzdąc dobiegła do skraju skalnego urwiska. Widok na małą zatoczkę był tak romantycznie pocztówkowy, że aż kiczowaty. Morze miało turkusowy kolor, piasek na plaży w kształcie półksiężyca był złoty, a schodzące do wody skały były szarobłękitne, pokryte soczystą zielenią.

- A gdzie ta grota? – zapytała odwracając się do Mikołaja.

- Nie uwierzysz. Pięć kroków stąd jest zwykła dziura w ziemi. Trzeba się w nią wśliznąć i zejść stromymi stopniami do wewnątrz, w dół. Jest ona zawieszona jakby w połowie urwiska, ma piękny „salon z oknem na morze”.

- Chodźmy tam! – Krysia była coraz bardziej podekscytowana.

- Ostrożnie! Stopnie są bardzo śliskie! – zanim dokończył ostrzeżenia, głowa Krysi znikła pod ziemią.

- Mikołaju, tu jest cudownie! Pięknie! I strraaasznie romantycznie! – głos Krysi zniekształcony podziemiem dochodził niczym dudnienie morskich fal. Wewnątrz panował półmrok. Jedynie „salon” był oświetlony: nie miał po prostu jednej ściany. Zamiast niej otwierał się błękit morza i nieba.

- Jesteśmy jakby w gnieździe, prawda? Zobaczę jak wysoko jest grota nad plażą – Krysia doszła do krawędzi urwiska, tam gdzie kończył się „salon” i aż się lekko zachwiała. Mikołaj natychmiast podbiegł, by ją złapać. Odciągnął dziewczynę dwa kroki dalej i stanął przed Krysią.

- Jesteś nieobliczalna! – zaczął ją łajać, ale niechcący spojrzał w jej oczy. Były ogromne, jak gwiazdy. I lśniły tak pięknie! Chciało się w nich zanurzyć i to nie raz... Bez zastanowienia pochylił głowę. Na wargach poczuł aksamitną miękkość innych warg. Wtedy nogi się pod nim ugięły.

Krysia, zanim zamknęła powieki, kątem oka dostrzegła, znikające w ciemnościach groty  skrzydła Erosa, greckiego boga miłości. „Oj, Kalypso, miałaś ty swoje sposoby na Odysa!” – zdążyła pomyśleć zanim cała zamieniła się w dotyk.

Tekst©: Beata Łukasiewicz

 

 

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz