Pojechałam na cmentarz odwiedzić bliskich, bo rocznica była. W kwiaciarni przy cmentarzu kupuję znicze i świeżą różę. Pani sprzedawczyni podaje mi taką piękną, bordową, bardzo długą i pyta:
- Czy przyciąć trochę łodygę?
- Nie, dziękuję, mam zamiar po prostu położyć różę na płycie... - odpowiadam.
- To bardzo dobrze, bo wie pani - jak leży to dłużej postoi...
*************************************************************************************************************************************************
Oglądamy z Andrzejkiem skoki narciarskie. Pogoda kiepska, wciąż tych skoczków trzymają na zimnie, każą im schodzić, wchodzić i tak w kółko. Ubolewam, że muszą marznąć w tych swoich kombinezonikach.
- Wiesz, jakbym była skoczkiem, to musiałabym skakać w golfie, bo w szyję jest chyba najbardziej zimno w tej piance - wyznaję mężowi.
- A ja to bym skakał w Chevrolecie Camaro! - rozmarzył się nagle mój mężczyzna... :-?
************************************************************************************************************************************************
Temperatura na zewnątrz spadła znów od paru dni, pytam więc Andrzejka, ile stopni na dworze. Mamy taki elektroniczny termometr w domu, pokazuje temperaturę wewnątrz i na zewnątrz.
- Pół stopnia na plusie - melduje.
- Jak to, przecież stąd widzę kreseczkę przed wynikiem! - koryguję go, siedząc wygodnie w fotelu.
- Aaaaaaaaaa, bo ja tylko plusy widzę!
**************************************************************************************************************************************************
Opowiadam Andrzejowi, że nasza przyjaciółka skarżyła się, że strach chodzić po mieście, bo chodniki śliskie, nieodśnieżone i można sobie zrobić krzywdę - nawet w centrum miasta.
- To niech przyjedzie do nas, pochodzi sobie pod domem, bo bardzo ładnie odśnieżyłaś chodnik - znajduje natychmiast rozwiązanie problemów komunikacyjnych Gosi.
**************************************************************************************************************************************************
W naszym domu słucha się w radiu tylko dwóch stacji: lokalnej RAM i zet chilli. Kiedy więc w poranek Trzech Króli w radiu słyszymy środek jakiejś rozmowy dwóch panów i pada tekst o Bogu, Andrzej rzuca mi pytanie:
- Co to za stacja?
- No nie wiem, zet chilli albo RAM...
- A nie Maryja????
Okazało się, że to był RAM, tylko gościem był ksiądz, rzecznik biskupa...
**************************************************************************************************************************************************
Tak mi się skojarzyło z tymi bon-motami. Wyjechałam na Sylwestra do Szklarskiej Poręby - dzieci pytają: no i jak tam? Patrząc na zewnętrznie - spadł piękny śnieg bielutki, jak śnieg, temperatura cudna: - 4 st., warunki lokalowe znakomite, w "Niebie w gębie" jedzonko jak marzenie, a do tego Okocim (najlepsze piwo) - czyli co? - BAJKA! Tak też mówię dzieciom. Ale jednocześnie żołądek boli mnie od 3 dni i 3 nocy, w mojej "malince" pali się bezzasadnie kontrolka ciśnienia w ogumieniu (taka jest mądra), męczy mnie alergia nie wiedzieć na co, zgubiłam kartę kredytową (spoko - znalazła się) - czyli co? - wszystko nie tak! Tego dzieciom nie mówię. Sama nie wiem jak było? To taki mój prywatny bon-mot.
OdpowiedzUsuń"Jak leży to dłużej postoi" no to jest żelazna logika :D
OdpowiedzUsuń:) :) :) a ja w młodych latach zachodziłam w głowę, o co chodzi z tym „losem Maryni” i w jakim kierunku ma się on rozwijać („O mój los Maryni rozwijaj się”)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam noworocznie
Hahahaha, czego się nie dosłyszy, to się zmyśli. Ale Twoja wersja ciekawsza, Biretko! :-)
OdpowiedzUsuńOd razu parsknęłam śmiechem, ale pani nie wiedziała o co mi chodzi.
OdpowiedzUsuńBasiu, zdziwiłabym się, gdyby wszystko grało! Poza tym w Wiedniu było podobnie: śnieg, mrozik, czyli zimowy pejzaż jak się patrzy, impreza cudna, ale zanim to: Bella w dniu wyjazdu na Sylwestra nie chciała odpalić (po nocy w cieplutkim garażu), a gdy już odpaliła, to ja w panice przez całą drogę, że nas nie dowiezie, a jak dowiezie, to nie wrócimy bo nie odpali z powrotem, zwłaszcza, że nocowała w Wiedniu pod chmurką. W mieszkaniu wiedeńskim zimno jak w psiarni, zanim się nagrzało minęło pół dnia. Gosia pierwszego wieczoru upadła w kuchni i myślałam, że skończy się pogotowiem austriackim. Itede itepe. Standard więc, jak to mówią plusy dodatnie i ujemne. Samo życie. Buziaki!
OdpowiedzUsuń