czwartek, 17 października 2013

Klasztor, piwo z pieprzem i miłorząb...

Znów z poślizgiem kilkudniowym piszę, ale cóż... W miniony weekend znów nas poniosło w świat, aczkolwiek bliski. Pojechaliśmy do urokliwego uzdrowiska, zapomnianego przez kuracjuszy - do Sokołowska, słynnego z tego, że bywał i mieszkał tam Kieślowski. Miasteczko przyjemne, atrakcji nie za wiele (poza fantasmagorycznymi ruinami sanatorium z XIX wieku - jak z bajki), poszliśmy na obiad do jedynej restauracji i tam kelnerka poleciła nam jakieś nieznane, czereśniowe (sić!) czeskie piwo Opat. Ponieważ wyznała, że kupują je w pobliskim Broumovie (po czeskiej stronie) - nie namyślając się wiele wskoczyliśmy w samochód i pognali jakieś 30 km do tej miejscowości. Co za olśnienie! Cudny klasztor (no, może nie tak jak nasz w Lubiążu, ale niezgorszy), miasteczko niedzielnie senne, położone uroczo na wzgórzu. Klasztoru nie można już było zwiedzać (a szkoda, bo ma podziemia z mumiami, kopię całunu Turyńskiego z XVII wieku i moc stiuków i fresków wewnątrz), browaru klasztornego również, ale w małej kawiarence nabyliśmy piwo Opat z pieprzem, ze śliwkami, było też z fenkułem, miodem, chilli - normalnie piwny odjazd na całego.

Powłóczyliśmy się po ogrodach klasztornych i ciekawych obiektach parkowych, bo kompleks jest naprawdę dość spory (na prawo detal z kraty zdobiącej jedną z klasztornych bram. Naszą uwagę przykuły jednak piękne liście, leżące na trawie. Miłorząb. Ma tak charakterystyczne, wachlarzowate liście, jedyne w swoim rodzaju. Uzbierałam ich piękny bukiet - coś z nich wyczynię w długie jesienne wieczory... To drzewo jest niesamowite. Jest to najstarsze drzewo świata - pojawiło się na Ziemi ok. 5 milionów lat temu!  Nazywane często „żywą skamieliną”. Japońska nazwa „ginkgo biloba” oznacza w tłumaczeniu: gin - srebrny, a kgo - morela. W Chinach i Japonii uchodzi za święte drzewo, sadzi się je przy świątyniach i wierzy, że jego soki dają siłę i nieśmiertelność.



W Broumovie też uwierzyli, posadzili przy klasztorze... No i od najdawniejszych czasów miłorząb ma wielkie znaczenie jako roślina lecznicza. Nie będę jednak robiła z niego nalewki, poprawiającej pamięć i koncentrację. Mam w planie jakieś dzieło paraartystyczne. Jak parę tygodni temu trafiliśmy w Lwówku Śląskim na festyn, zauroczyły mnie

prace dzieci. I zrobię coś podobnego - potrzeba jedynie kilku suszonych liści itp. pierdułek. Popatrzcie sami (zdj. dziecięcych arcydzieł na lewo).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz