Pisałam już o tajemniczym zwierzu, które grasuje w moim ogrodzie i zżera wszystko bez wyjątku - to znaczy, z rzeczy, które wykładam mu na talerzyku, sądząc że karmię koty sąsiadów.
Najpierw wątpiłam, że to kot, nazwałam więc je monstrum spodziewając się, że na wiosnę natknę się na stwora wielkości hipopotama, z głową żyrafy itd. Potem widziałam monstrum posilające się - i było niewątpliwie kotem, od wczoraj jednak mam znowu wątpliwości. Czy jakiś kot zje ze smakiem (bo nie został ni okruszek) resztki potrawy pt: makaron żytni z suszonymi pomidorami, czosnkiem i pietruszką, okraszony kawałkami tuńczyka - tym bardziej, że my ludzie nie jedliśmy tego ze smakiem????
Dodaję przepis do mojej antyksiążki kucharskiej. Sama go wymyśliłam, ale inspirowałam się wysublimowanymi przepisami blogerki kulinarnej: MAMAŁYGI. Jednak nie obciążam jej żadną odpowiedzialnością za danie, które powstało w mej łepetynie i które zepsułam na maksa. Mamałyga odpowiedzialna jest tylko za to, że chce mi się gotować smacznie i dietetycznie.
Oto mój wymysł (porcja na 3 osoby):
- 300 dkg makaronu żytniego razowego
- mały słoik suszonych pomidorów w oleju
- papryka czerwona
- mały por
- ząbek duży czosnku
- puszka tuńczyka w sosie własnym,
- zioła prowansalskie,
- zielona pietruszka
Gotujemy makaron według przepisu na opakowaniu - uwaga, skurczybyk jest długo twardy, a potem nagle robi się z niego miazga. W tym czasie podsmażamy na oliwie paprykę pokrojoną byle jak, czosnek i pora pokrojonego w krążki. Odcedzamy kluchy i wrzucamy ponownie do garnka, w którym się gotowały. Dodajemy zasmażone warzywa, pomidory pokrojone w mniejsze cząstki, wlewamy olej z pomidorów oraz tuńczyka. Mieszamy delikatnie (co z tego, skoro już się wszystko rozwaliło?) i posypujemy ziołami oraz pietruszką.
Usiłujemy jeść, ale dziwnie rośnie w ustach. Makaron jest za suchy, myślę, że brakuje tu sosu, mokrej omasty - albo pomidorów, albo ajvaru.
No i teraz nie dziwcie się, że ja się dziwie, iż monstrum to zjadło do cna. TO NIE MOŻE BYĆ KOT!
Oj Beta, nie ma się co dziwić- widocznie masz tam gdzieś za domem kryjówkę "monstrumów", które lubią sos własny z tuńczyka ;) !
OdpowiedzUsuńRozbawiła mnie Twoja inicjatywa antyksiążki kucharskiej (przez co ogromne i szczere brawa, bo pomysł rewelacyjny!). Skoro tak nie polecasz tego przepisu to chyba będę musiała się skusić i spróbuję go nie robić (przynajmniej w najbliższym czasie)!
PS. Czuję, że na 10% jest to wina tej zielonej pietruszki!!!
No Aga, ta antyksiążka - czy to nie genialne? W obliczu niezrozumiałej wciąż dla mnie megapopularności blogów kulinarnych może się zapiszę przypalonymi czy też rozgotowanymi zgłoskami w blogowisku?
OdpowiedzUsuńGdzie byłaś, tęskniłam za finezją umysłu, który pisze: "chyba będę musiała się skusić i spróbuję go nie robić (przynajmniej w najbliższym czasie)"???? Ty się feriujesz (zasłużenie), Pani Pogorzelska, a ja gore!!!
Pewnie, że genialne!
OdpowiedzUsuńMoja finezja umysłu (stwierdzenie-miód na me serce!) może spokojnie konkurować z Twoim zapisaniem się przypalonymi i rozgotowanymi zgłoskami w blogowisku! ;)
PS. Czy ja dobrze widzę, że w tytule najnowszego wpisu widnieje odmienione w narzędniku słowo "seniorka"?! No nieee! To chyba jakieś paskudne pomówienie! Pędzę tam rozpętać wiekową bitwę!
Eeeee, Aga, niepotrzebnie... (z tą wiekową bitwą), spox...
OdpowiedzUsuń