Wczoraj umówiłam się po południu z przyjaciółką na pączkowanie. Jednak po skonsumowaniu w pracy kilku sztuk (strach się przyznać) chęci na słodkości już w okolicy godz. 17-tej nie miałam.
Jako że umówiłyśmy się w lokalu serwującym włoską kuchnię, zamówiłam coś poważniejszego od deseru. Moje oko przyciągnęły zupy - wśród nich krem selerowy z gruszką.
Dostałam wielki talerz wspaniałej, gęstej zupy, w której pływały kawałki słodkiej gruszki. Rewelacja! Myślę, że zupa jest łatwa do samodzielnego wykonania (zaglądałam już do sieci - przepisów od metra), ale trzeba uważać na składniki. W mojej nie było raczej ziemniaków ani pora. Może była też pietruszka (korzeń), i gruszka ugotowana z warzywami, a potem zmiksowana. W każdym bądź razie nie wyczułam też sera pleśniowego, ani parmezana, a kluczowy był właśnie dodatek skarmelizowanej lub przesmażonej na maśle gruszki, pokrojonej w kawałki. Zupa była ozdobiona w poprzek talerza paseczkiem mielonego pieprzu kajeńskiego.
Nie wiem, czy to zasługa selera czy zielonej kawy, którą piłam wczoraj w ilościach hurtowych, ale pomimo zjedzenia wczoraj aż 3 pączków, dziś rano ważyłam ponad 600 g mniej... Niech żyje seler, to żaden feler (w diecie)!
Hahaha, Basiu, ale ta ankieta jest zupełnie nieprzystosowana do tak leciwych wiekiem blogerów, jak ja! Co mam wpisać w rubryce, w której pytana jestem o to czy rodzice dają mi szlaban???????? Ubawiłam się do łez.
OdpowiedzUsuń