W pracy z samego rana wielka katastrofa - z serwera zniknął folder z bieżącymi i archiwalnymi tekstami do miesięcznika "świat farmacji".
W redakcji popłoch i panika - mamy deadline'y. Dzwonię więc do naszego informatyka (dochodzący), pana Krzysia. Zaleca mi spokój, więc kładę nogi na biurko. Ów utwierdziwszy się w fakcie, że to koniec prac nad kolejnym numerem czasopisma, próbuje zdalnie zdiagnozować problem. Jeszcze tylko kilka krótkich pytań i słyszę pocieszające słowa: zaraz do pani oddzwonię... Tylko czemu ja nie mogę... Tu się urywa połączenie, ja zamieram.
Może nie uda mu się tych plików odzyskać? Po kwadransie zdejmuję nogi z biurka i z trwogą zaglądam na serwer, bo pan Krzysiu milczy jak zaklęty.
Uffff, są wszystkie zagubione pliki!!!! Z radości uściskałabym pana Krzysia, ale on gdzieś tam w matriksie lewituje czy cuś... Nieuchwytny. Bezszelestny. Skuteczny.
Piszę więc dziękczynny sms do niego: Panie Krzysiu, właśnie uratował Pan świat. Co prawda jest to tylko "świat farmacji" ale zawsze - świat!
"Zaleca mi spokój, więc kładę nogi na biurko" mi też wszyscy spokój zalecają, ale za nogi na biurku w łepet dostaję :(
OdpowiedzUsuńSama siedzę w pokoju, Niki, to mi się udaje :-)
OdpowiedzUsuńKiedyś już pisałam, że twierdzenie o złośliwości rzeczy martwych jest w pełni dowiedzione. Zawsze się psują lub znikają akurat wtedy, kiedy są niezbędne. Dobrze, że są panowie Krzysiowie, którzy potrafią to odwrócić.
OdpowiedzUsuńTo jest jak kopnięcie prądu - pycha została ukarana, bo się uważałam za eksperta, co to głupot na kompie nie zrobi. No a do tak bezdennej głupoty jak usunięcie całego folderu to ja za "inteligientna" jestem. Jak widać, nie dość...
OdpowiedzUsuń