Nie miałam czasu zrobić mężowi kolacji, zajęta czymś byłam, po godzinie sobie przypomniałam, więc pytam go:
- Andrzejku, i co sobie zjadłeś na kolację?
- Aaa, zrobiłem sobie kromkę chleba z cebulą...
- Z cebulą? - pytam zdziwiona - Przecież w lodówce "tego kwiatu pół światu" - oznajmiłam, mając na myśli, że i wędlinka była, i sery różne, a on tak zwyczajnie...
- Kwiat to ja będę jutro jadł, dzisiaj miałem ochotę na cebulę!
Komentarz do zdjęć u dołu:
coś mi się wydaje, że to ja jestem kwiatożercą, i to większym od Andrzejka. Oto dowody!
Coś jest z tą cebulą na rzeczy-też ją ostatnio spożywam w ilościach hurtowych:-)
OdpowiedzUsuńUwaga- pora spania, więc mój umysł pracuje na pełnych obrotach (bez finezji):
OdpowiedzUsuńW Biedrze czasami sprzedają kwiaty w cebulkach, więc zjedzenie jednego nie wyklucza przy okazji skonsumowania drugiego (takie sprzężenie zwrotne). Pan Andrzejek jedząc cebulę, w sumie i kwiat mógł nieświadomie zjeść!
W każdym razie chciałabym tylko dodać, iż bardzo podoba mi się Twe kwieciste zdjęcie! Tak promiennie wyglądasz, że aż się chce człowiekowi komentować : )
Najwyraźniej wysublimowane organizmy potrzebują teraz naturalnego antybiotyku i witaminy C :-)
OdpowiedzUsuńNa tym blogu już o jedzeniu kwiatów pisałam, zwłaszcza o mojej jajecznicy na... krokusach. Poczytaj, będzie śmiesznie: http://zabawnaliteraturka.blog.pl/2013/07/01/kwiaty-w-menu/
OdpowiedzUsuńAha, jem orchidee w Tajlandii - ogrody cesarskie... Ech....
OdpowiedzUsuńI klamerek do nosa dla osób postronnych, co by te ekhm ekhm wysublimowane zapachy mogły w swym otoczeniu znieść :D
OdpowiedzUsuńChleb ze smalcem i cebulą..... mniam:) Twój Mąż ma bardzo wysublimowane podniebienie:) Wie, co dobre:)
OdpowiedzUsuńMiłego wieczoru:)
Dlatego cebulę i czosnek trzeba jadać we dwoje (co najmniej) i jednocześnie :-)
OdpowiedzUsuńSmalec ma zabroniony, niestety...
OdpowiedzUsuń