wtorek, 23 lipca 2013

W pogoni za świerszczem, czyli latającym białkiem?

W niedawnym swoim poście zachwycałam się cykadami. Ponieważ ciągle jeszcze tkwię w domu zamiast uganiać się za nimi nad Morzem Śródziemnym, to muzykalne owady same do mnie przyszły. Nie cykady, oczywiście, to nie ich rejon – ale pojawili się ich wschodnioeuropejscy kuzyni - świerszcze.

W upalne wieczory grają jak opętane w ogrodzie, ale wczoraj jakiś odważny egzemplarz wskoczył mi na taras. Zważywszy, że znajduje się on na I piętrze i do pokonania było z poziomu ogrodu jakieś 4-5 metrów wzwyż, zadziwił mnie wyczyn świerszcza. Kolor ma nieciekawy – jest szary, nawet dość spory. Kiedy go dojrzałam, gdyż relaksował się na kaflach, natychmiast zapragnęłam schować go sobie w pudełeczku z otworami, żeby mi grał, a może nawet jesienią  przeniósł się do domu za kominek (wszak starożytni Grecy trzymali cykady w słomianych klateczkach http://zabawnaliteraturka.blog.pl/2013/07/17/cykady-nie-tylko-na-cykladach/). Wyposażona zatem w tekturowe pudełeczko po malinach zaczęłam zbliżać się do świerszcza, a on… hyyyyc. Ja za nim, on znów hyyyc. I tak on hycał, ja ganiałam za nim między donicami z roślinnością. Potem wydawało mi się, że w popłochu przeskoczył barierkę, okalającą taras, spadając na bruk, gdzie sąsiedzi z parteru mają garaż. Wybiegłam przerażona go ratować – może się zabił, biedaczek? Zanim doszłam do miejsca wypadku – po świerszczu nie było ani śladu. Wróciłam zmartwiona do domu.

Po godzinie zaczęłam podlewać kwiaty na tarasie – znów mi wyskoczył świerszcz zza doniczki. Hurrraa, to jednak jest! Potwierdził to cykaniem. Cały wieczór chodziłam uszczęśliwiona melodią świerszcza. Potem przyszło mi do głowy, że może trzeba podać  mu coś na kolację? Co jadają świerszcze?

I przypomniała mi się anegdota z czasów studenckich - na egzaminie z literatury greckiej pani profesor Abramowiczówna kolegę, który męczył się nad przetłumaczeniem z greki na nasze wiersza, bodajże Pindara, w którym mowa była o cykadach, zapytała podchwytliwie: a czym się żywią cykady? Na co ów kolega: eee, aaa, uuuhm, sądzę, że niejako przechwytują muszki... Dla upewnienia się więc, jakiego rodzaju muszkę miałabym upolować dla mojego muzykalnego gościa podeszłam do Andrzejka, który siedział przy kompie, i poprosiłam go, by poszukał w internecie, czym się żywią, bo chciałabym, żeby ten tarasowy świerszcz u nas zamieszkałNa co mój mąż z lekkim roztargnieniem (bo był szalenie zajęty szukaniem schematu rozrusznika do kosy spalinowej): to może go zamelduj?

 

A może go nawet zamelduję, na razie podarłam ze złością artykuł z Rzepy, w którym piszą, że owady to przyszłość kulinarna Ziemi. No to teraz będzie znów ukłon w stronę gotowania, chociaż nie podam Wam przepisu na smażonego świerszcza…. Otóż, podobno masowa hodowla i jedzenie owadów mają rozwiązać problem wyżywienia ludzkości. Już w połowie naszego wieku na Ziemi będzie 9 miliardów ludzi! Czym ich wyżywić, skoro tereny uprawne mamy już wykorzystane do maksimum? Bydło hodowlane zużywa 8% światowych zasobów wody, oceany straciły zdolność regeneracji i do 2050 roku wyginie większość jadanych przez nas ryb. A hodowle morskie? Nieopłacalne - do wyhodowania 1 kg łososia potrzeba…4 kg sardynek! Wyhodowanie 1 kg tuńczyka to 14 kg innych ryb! Co nas zatem czeka? Zabraknie drobiu, wieprzowiny, wołowiny, ryb. Będzie za to: plankton, meduzy i … owady! W ślad za tymi informacjami podąża FAO, nawołując do masowej ich hodowli. Po prostu: jedzmy owady, są ich biliony, są bogatym źródłem białka, soli mineralnych i witamin… Do wyhodowania 1 kg owadów potrzeba tylko 2 kg pożywienia, twierdzi FAO. Mogą być, ba, są w tej chwili już spożywane na różne sposoby: w całości, starte na proszek, dodawane do zup i makaronów itd.Podobno 2,5 miliarda ludzi ma w tej chwili owady w swoim codziennym menu. Jest to ok. 1400 gatunków latającego białka: do nabycia w Meksyku, Gabonie, Tajlandii (sama widziałam), podawane są już także w snobistycznych restauracjach europejskich (http://zabawnaliteraturka.blog.pl/2013/02/17/insektowa-restauracja-w-warszawie) i amerykańskich…

No cóż, nawet jeśli jest jak w tym starym dowcipie o muchach i g.....e: 2,5 miliarda ludzi nie może się mylić, ja na pewno nie skonsumuję mojego świerszcza!

6 komentarzy:

  1. Wiem o jakim tekście mówisz. Czytałem i za łeb się łapię, jakie pierdy pisze się w gazetach. Myślę, że lepiej napisać o tym. ile wciąż żywności się marnuje i niszczy, To jest przyszłość żywieniowa narodów. Gdzie są największe magazyny żywności - w śmietnikach przy supermarketach. W Japonii tony zamrożonego tuńczyka, który jest bliski wyginięcia na Morzu Śródziemnym. A taki karaczan swoją drogą jest smaczny, mnie smakował, ale jako ciekawostka gastronomiczna, a nie danie na co dzień. Pisarze sf pisali, że będziemy żywić się tabletkami i co? Wciąż możemy ze smakiem goloneczkę wsunąć.
    Pozdrowienia dla świerszcza.

    OdpowiedzUsuń
  2. W sprawie pożerania owadów to był tylko cytat z apelu FAO - światowej organizacji ds żywności. To ten szacowny organ ma taki świetny pomysł, zamiast się zająć własnie marnowaniem żywności na skalę globalną.
    Co do pożywienia przyszłości - bardziej niż w tabletki wierzę, że będą to płyny. ot, woda kokosowa, o której dzisiaj napisałam albo napój, który kobiety odchudzające się (ja również) stosują w kuracjach: syrop klonowy i palmowy z sokiem cytrynowym i pieperzem kajeńskim... Pijesz to (plus woda mineralna i herbatki ziołowe) przez 5 dni - i nic oprócz tego nie jesz... Pozdrawiam,
    Beatka

    OdpowiedzUsuń
  3. No i co się Becia dziwisz :-) Jest taki jeden naukowiec nazywa się Łukasz Łuczaj, botanik, wykładowca uniwersytetu Rzeszowskiego, wydał kilka książek o dzikim gotowaniu m.in. Podręcznik robakożercy, Dzika kuchnia.
    Dużo o nim w internecie, wystarczy wpisać Łukasz Łuczaj.
    A tu link do obrazów z gotowania na łonie natury.
    https://www.google.pl/search?q=%C5%82ukasz+%C5%82uczaj&client=firefox-a&hs=P1Z&rls=org.mozilla:pl:official&channel=np&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ei=x7PwUdOBO47Nswb6pIDgBg&sqi=2&ved=0CDsQsAQ&biw=1366&bih=619
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak, wiem, że tego mnóstwo w sieci - trafiłam na książkę kucharska potraw z kwiatów, o tej robakowej też słyszałam.
    Ale ja uparcie trochę skręcam tym blogiem z kulinariów, aczkolwiek widzę, że to jedyna ścieżka poczyt(al)ności blogerów :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. ...a no bo to widzisz Beatko, żarełko to taki bezpieczny temat :-)
    Macham łapką do Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  6. No wiem, wiem, też macham łapką. Z rezygnacją.

    OdpowiedzUsuń