czwartek, 23 maja 2013

Bliźniaczy zakład

Weronika dzwoni do drzwi Krzyśka, kolegi z klasy, chcąc mu oddać pożyczoną książkę. Nie spodziewa się, że otworzy jej nieznajomy chłopak. Brat-bliźniak Krzyśka wciągnie ją w dziwaczną grę pozorów... 

Drzwi otworzyły się natychmiast po pierwszym dzwonku, jakby ktoś stał za nimi i czyhał właśnie na mnie. Sądziłam, że zobaczę w nich Krzyśka, ewentualnie któregoś z jego rodziców. Tymczasem przede mną stał chłopak, z wyglądu – w moim wieku, dość wysoki. Ciemne włosy i oczy nie były ani odrobinę podobne do włosów i oczu Krzyśka. Krzysiek jest blondynem i ma zielone tęczówki. Spojrzałam więc zdumiona na obcego faceta.

-        Przepraszam? Dzień dobry w ogóle... Czy zastałam może Krzyśka?

-        No, cześć. Zastałaś, jasne. Właź! - odpowiedział tak bezpośrednio, jakbyśmy się wieki znali. Gdy wchodziłam do mieszkania, opędzając się od zalotów nachalnego, rudego setera, chłopak oglądał wcale się nie krępując, moje trampki, dżinsy i kurtkę. Potem zatrzymał wzrok na twarzy.

-        Krzychu! Ktoś do ciebie! – wrzasnął nagle na całe gardło, aż się mimowolnie wzdrygnęłam. – Muszę wrzeszczeć, bo na okrągło ma słuchawki na uszach. Ty też lubisz Chopina i podobnych nudziarzy? – zapytał mnie już spokojniejszym tonem.

-        Nie, raczej nie. Ale posłuchać czasem mogę.

-        Bałem się, że koleżanki mojego brata to potworne nudziary jego pokroju. „Brata? Chyba ciotecznego?” – zastanowiłam się przez chwilę, nie zwracając uwagi na określenie „nudziary”. Z pokoju po lewej stronie wynurzyła się właśnie głowa mojego kolegi, Krzysia. Faktycznie, na uszach niczym dwa płaskie hot-dogi tkwiły nowoczesne słuchawki walkmana. Najnowszy model.

-        A, to ty, Weronka! Wejdź, proszę!

-        A mnie nie zaprosisz? – zapytał rzekomy brat.

-        Grzesiu, to jest moja koleżanka, Weronka, z którą mam ważne sprawy do omówienia. Weroniko, to jest mój brat. Nie chodzimy do tej samej szkoły.

-        Zdążyłam zauważyć! – Byłam ogromnie zaskoczona. Znam Krzyśka już pół roku, nie wiedziałam, że ma rodzonego brata! Gdy znalazłam się w jego pokoju, Krzyś wyjaśnił:

-        Nie zaprosiłem go, bo tylko by nam przeszkadzał.

-        Nie przyznałeś się, że masz brata! – to był wyrzut.

-        Rzeczywiście? Ha, w dodatku jesteśmy bliźniakami.

-        Ściemniasz, teraz to już przegiąłeś! Nie jesteście wcale do siebie podobni!

-        A jednak! Jesteśmy „bliźniętami dwujajowymi”, tak to się nazywa. Mamy różniący się wygląd zewnętrzny, a nawet charaktery. Grzesiek, na przykład, jest kompletnie stuknięty. Chciałby być detektywem albo nurkiem - poszukiwaczem skarbów. Póki co, chodzi do szkoły cukierniczej, chociaż stać by go było na coś ambitniejszego. Ale po co ja to mówię. W końcu nie przyszłaś, by wysłuchiwać nowin o moim bracie. Masz ochotę napić się herbaty?

-        Wolałabym sok. Ale twój brat zrobił na mnie miłe wrażenie, chociaż o tobie wyraził się niezbyt pochlebnie. Ty nie jesteś mu zresztą dłużny. Co złego jest w marzeniach o poszukiwaniu skarbów?

-        To dziecinne i głupie. I nie do zrealizowania. Ja, na przykład, chcę pracować w banku. Banki mają przyszłość.

-        Twój brat mógłby na to odpowiedzieć, że twoje marzenia są strasznie nudne.

-        Nie przejmuję się jego opinią. Ty też uważasz je za nudne?

-        Każdy ma takie marzenia, na jakie go stać... Czy ty nie lubisz swojego brata?

-        Nie jest w porządku. Odbija mi wszystkie dziewczyny! Lecą na jego fantazję, wiesz typ romantycznego awanturnika, nowe wcielenie Indiana Jonesa. Strzeż się, bo lubi brunetki...

-        Jak to odbija ci? Robi to specjalnie, czy raczej one go wybierają? A zresztą, nieważne. Przyszłam tylko oddać książkę.

-        Co się tak spieszysz? Posiedź chwilkę, pogadamy. Nie wiem, jak jest naprawdę, ale łatwo możemy się przekonać. Gdybyśmy poudawali, że jesteś moją dziewczyną... Idę o zakład, że Grzesiek natychmiast zacząłby cię zdobywać. Masz ochotę sprawdzić? Grasz w to?

-        Chodzić z tobą tak dla hecy, dla zakładu? Czy ja wiem, po co takie zamieszanie. Z drugiej strony: może być nawet niezły ubaw. A o co byśmy się założyli?

-        Coś wymyślimy, nie mam pomysłu. To zgadzasz się? A kiedy byłaby nasza pierwsza, prawdziwa randka?

-        Może w sobotę? Nie będziemy się czuć szkolnie.

-        Dopiero w sobotę, to pojutrze. No, ale dobrze! A teraz powinienem chyba odprowadzić cię do domu? Zrobiło się ciemno na dworze.

-        Dzięki, mieszkam przecież w następnym bloku. Zacznijmy od soboty...

-        Jak wolisz.

Gdy ubierałam buty w przedpokoju, pojawił się Grzesiu:

-        Idę z psem na spacer!

-        Co ci się stało, może jesteś chory? Zazwyczaj trudno cię z Atosem wygonić? – powiedział z przekąsem Krzyś, puszczając do mnie porozumiewawcze oko. Ale Grzesiek bez jakiegokolwiek komentarza porwał smycz z wieszaka, gwizdnął na setera i już ich obu nie było.

-        No to na razie! – pożegnałam się z Krzyśkiem. W drzwiach rzuciłam jeszcze: - Chyba przesadzasz z tym robieniem z niego Casanovy! Nie przepuściłby takiej okazji! Wyszłam z mieszkania i poczekałam na windę. Kiedy wychodziłam z niej na parterze ujrzałam... Grzesia. Z ogromnym zainteresowaniem czytał listę lokatorów.

-        O, Weronka! – powiedział na mój widok. Oczywiście jego zdziwienie było udawane. Czekał na mnie.

-        O, Grześ! – powiedziałam, też udając zaskoczoną.

-        Odprowadzę cię. Mój brat najwidoczniej nie wpadł na ten pomysł.

-        Wpadł, ale ja nie chciałam. – Szliśmy chwilę w milczeniu.

-        Miał jeszcze kilka innych pomysłów – pochwaliłam Krzysia.

-        Na przykład?

-        Twierdzi, że jesteś Casanovą, który odbija mu wszystkie dziewczyny!

-        A to typek! Jak na razie to on odbił mi Agnieszkę. Udaje po prostu odpowiedzialnego, solidnego faceta, który będzie kiedyś pracował w banku i zarabiał nieziemską kasę. Wiesz, jak dziewczyny na to lecą?

-        Coś ty? Ja, na przykład, wcale!

-        To ciekawe... Mogę się jednak o coś założyć... Krzysiek założył się z tobą o to, że ja niby odbiję mu ciebie. W tym celu będziecie udawać parę. Powiedz tylko, jaka jest stawka?

-        To ty... ty się domyślasz??? Nie ustaliliśmy jeszcze wygranej...

-        Stary numer mojego braciszka! A skąd wiem? Ha, ha... Przypuśćmy, że bliźniaki mają kontakt telepatyczny.

Byłam skołowana. Ba, każda dziewczyna by była. Który z nich kłamie i po co? Co każdy z nich chce osiągnąć? Trzeba jak najszybciej to rozgryźć, ale w pojedynkę nie dam rady...

-        To co proponujesz? – zapytałam Grzesia już pod moją bramą.

-        Są dwa rozwiązania. Ja udaję, że odbijam cię Krzysiowi, ale wtedy on zgarnia wygraną. Albo udajemy, że się jego obawy nie sprawdziły i ty wygrywasz zakład. Dzielimy się po połowie wygraną.

-        Muszę to przemyśleć! Zadzwoń do mnie jutro, ja do ciebie nie mogę, bo jeszcze Krzysiek odbierze...

Natychmiast po wejściu do domu zadzwoniłam do Marty. Ona na pewno znajdzie wyjście. Marta zaproponowała wejście w oba zakłady:

-        Tylko powiedz Grześkowi, że wiesz, że on również założył się z Krzysiem i na pewno obaj dzielą się Krzyśka wygraną, jeśli uda się Grześkowi odbić mu ciebie. Zażądaj połowy z jego połowy.

-        Marta, rany boskie, jak ty nad tym wszystkim panujesz? Ja się w tym zgubiłam. Poza tym ten zakład mnie tak zapętla, że jakiekolwiek wyjście wybiorę, będę dziewczyną jednego z nich.

-        Spoko, przecież to tylko zabawa, gra, zakład!

Najbliższe dni miały mi jednak udowodnić, że jeśli to jest gra, to strasznie poważna. Obaj bracia podobali mi się coraz bardziej. Ceniłam Krzyśka za poczucie bezpieczeństwa, które mi dawał i za to, że zawsze można było na nim polegać. Był subtelny i mądry. Trudno jednak byłoby obyć się bez szalonych, trzymanych w tajemnicy eskapad z Grześkiem i pocałunków pod gwiazdami. Obaj (ale każdy z osobna) domagali się rozstrzygnięcia zakładu. Oczywiście, nie podejrzewali, że gram podwójnie. A ja postanowić niczego nie umiałam. Wykręcałam się jak mogłam, bo bardzo podobała mi się taka sytuacja. Dwóch chłopaków na raz, tak wspaniale się uzupełniających. Gdyby byli trojaczkami, ciekawe czy ten trzeci...

-        Jesteś niemoralna! – beształa mnie Marta.

-        Sama mnie do tego namawiałaś. Mówiłaś przecież, że to tylko gra, zakład!

-        Musisz coś postanowić! Utnij ten zakład, rozstrzygnij go wreszcie. Sama tego dłużej nie wytrzymasz!

Powiedziałam więc Krzysiowi, że przegrał zakład, bo Grześ mnie nie zdobył, więc... Krzyś na to, że pal licho zakład, wygrana jest oczywiście moja, ale czy nie moglibyśmy się teraz spotykać poza zakładem, bo się strasznie we mnie zakochał. Zgodziłam się. Niech facet wybiera, skoro jak nie umiem. Grzesiowi powiedziałam, że według umowy dzielimy się moją wygraną po połowie.

-        Z przyjemnością zrzeknę się wygranej, bylebyś tylko chciała nadal spotykać się ze mną, proszę. Jeszcze nigdy nie prosiłem o to żadnej dziewczyny... – powiedział Grześ i miał tak słodką minkę, że co mogłam zrobić? Zgodziłam się.

Mam dziwne wrażenie, że zakład został wprawdzie rozstrzygnięty, ale nadal nie wiem, kto wygrał...

Tekst: Beata Łukasiewicz, zdj. wizaz.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz