środa, 22 maja 2013

Szparagowy amok

Cicho siedziałam w temacie szparagów, bo sądziłam, że to strasznie oklepane i wszyscy to teraz przeżywają. Tymczasem rano w radiu Makłowicz wypowiadał się w kontekście imprezy plenerowej „Europa na widelcu”, która odbędzie się we Wrocławiu na początku czerwca z jego m.in. udziałem, że „odczaruje jedno warzywo, czyli nauczy jak wybierać, obierać i przyrządzać szparagi”.

Tymczasem ja już jestem od dawna w szparagowym amoku – wczoraj nastąpiła pierwsza kulminacja, gdyż zaudałam się poza Wrocław, by nabyć szparagi prosto z pola. Jak się okazało mam pole szparagowe od 10 lat prawie pod nosem, a np. w zeszłym roku jeździliśmy na szparagi do innego województwa!

Smakoszem szparagów stałam się niedawno, zaledwie parę lat temu i jest to trudna miłość, bo często nieodwzajemniona. Nie zawsze bowiem się udają (przynajmniej te białe): bywają łykowate. Długo sądziłam, że brak mi umiejętności ich przyrządzania, nie szukałam przyczyny w szparagach. Ale jedzone w restauracjach (za wyjątkiem niemieckich lokali) też często rozczarowywały swoją  twardością i łykowatością.

W zeszłym roku byliśmy na majówce w lubuskim i tam kupowaliśmy szparagi prosto z pola – nagle okazało się, że mogą być smaczne, mięciutkie itd., ale dużą tego zasługą była ich świeżość. W sklepie trudniej kupić takie dopiero co zebrane z pola.

Znaleźliśmy budkę ze szparagami, pani miała też przetwory w słoikach (szparagowe, w zalewie octowo-miodowej - pycha!!!!!!), a jako bonus za zakupy dostaliśmy filiżankę zupy szparagowej, która też była przesmaczna  przyrządzona na kostce, gotowana z marchewką i cebulą, zmiksowana, wzbogacona łyżką masła i śmietankowym serkiem topionym. Sama se zrobię...

Wczorajszy zakup to było zaprzeczenie tego, co o szparagach wiedziałam: w 1kg opakowaniu były różnej długości „fallusy”, jedne cieńsze, inne grubsze, a w jedynej paczce były same końcówki tych białych, mające maksymalnie 5 cm długości. Kiedy je przywieźliśmy znajomym (zakup był hurtowy, bo dla innych też), a była tam akurat koleżanka, która od 13 lat mieszka w Niemczech, zrobiła się afera – że jakieś odpady przywieźliśmy, że w Niemczech takich nie jedzą, że szparagi muszą być cienkie, długie, szczupłe (białe rzecz jasna) i w ogóle lipa jakaś. Trochę straciłam rezon, bo uznałam, że specjalistka  z Niemiec wie lepiej. Głupio mi było, że wpuściłam znajomych w maliny, hm, szparagi znaczy.

Ale te końcóweczki same, nieciekawie wyglądające, wczoraj pożarliśmy we dwójkę na kolację. To był strzał do garnka! Okazuje się, że istnieją szparagi bez łyka! Polane sosem holenderskim, z kieliszkiem wina chardonnay z Chile, na naszym ukwieconym tarasie, przed zachodem słońca – nie miały konkurencji…

2 komentarze:

  1. A nie zostało Wam trochę :-) nieśmiało byśmy się przysiedli na Wasz ukwiecony taras :-)
    Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wpadajcie, mamy jeszcze jedną dużą paczkę!!!!!

    OdpowiedzUsuń