czwartek, 9 maja 2013

Chebski gotyk

Zabawna anegdotka z ostatniej naszej wyprawy do Czech. 

Zwiedzamy miasteczko Cheb. Nawet ładniutkie, duuuuży rynek, zamek, kamieniczki. Wchodzimy do jakiegoś kościoła i tu jak zwykle samozwańczy przewodnik się przyplątuje (zawsze mamy takie szczęście) - nie wygląda na księdza, ma plakietkę, nikogo więcej we wnętrzu nie ma.
Zaczyna nas oprowadzać i opowiadać, po czesku oczywiście, o kościele i objaśniać jakieś detale, ale jak pytamy szczegółowiej - nic nie wie. Jakiś fresk na ścianie świętego przedstawiający, podpisany jak byk Johannus czyli Jan, a on że to Łukasz itd.
Wnętrze skromne, bo był pożar w XVI w. i niewiele ocalało. Ale zatrzymujemy się przy bocznym ołtarzu i pan mówi do nas, że to jest przykład chebskiego gotyku. Ja zrozumiałam "kiepskiego" i zaczynam mruczeć, że ten czeski to komiczny, bo po polsku kiepski to byle jaki, a on nam tu z dumą go prezentuje. Pan koryguje mnie jednak, powtarzając "chebski gotyk". Wiecie, na słuch to inaczej brzmi, niż na piśmie, więc my z Gonią (moją błyskotliwą przyjaciółką) wytężamy mózgownice i nijak nie możemy zrozumieć, co ten chebski może na polski znaczyć? Pan patrzy na nas jak na potłuczone umysłowo i wykłada cierpliwie kawę na ławę: "my sem w miasto Cheb, a to je chebski gotyk.
Obie się puknęłyśmy dłonią w czoła. Aaaaaaaa! I teraz mamy nieco spłaszczone... Teraz jakby co to to jest posag Lusi albo chebski gotyk.

                                                    W tym wnętrzu czai się chebski gotyk...

2 komentarze: