środa, 3 kwietnia 2013

Nieznośny Maciek

Karolina nie cierpi Maćka, swojego kolegi z klasy. Na sam jego widok psuje jej się humor. Czy miłość może zaczynać się od uczucia niechęci?

- Poczekaj, niech ten nadęty bufon sobie pójdzie! - szarpnęłam moją przyjaciółkę, Kaśkę, za rękę i wciągnęłam do bramy.

- Ty masz chyba obsesję, co ci ten facet przeszkadza? - zaprotestowała.

- Nie wiem, ale na sam jego widok psują mi się zęby - powiedziałam z nieukrywaną złością.

- Nie możesz unikać jego widoku. Nie wiem, czy pamiętasz, ale chodzimy do jednej klasy.

- I to jest cała moja tragedia! Codziennie widywać tego wypielęgnowanego maminsynka, w odprasowanej szafirowej koszulce, pachnącego dobrą wodą kolońską? Brrr! Niedobrze mi!

- Jesteś stuknięta, pół szkoły wzdycha do faceta, bo jest najprzystojniejszy w tej gminie, panienki podrzucają mu miłosne liściki, a ty sobie pozwalasz na niechęć.

- Niechęć to mało powiedziane... Nie cierpię go! Poza tym mężczyzna to nie wygląd. Facet to charakter, a ten chłoptaś ma budyń zamiast krwi. No i to flegmatyczne imię! Dobre dla kota, albo takich jak on, rozlazłych facecików!

- Chodźmy lepiej, bo spóźnimy się na gegrę. - Kaśka usiłowała sprowadzić mnie na właściwe tory.

- Mam nadzieję, że sobie poszedł! - na wszelki wypadek wystawiłam głowę z bramy i... stanęłam oko w oko z Maćkiem.

- Tak mi się wydawało, że tu wchodziłyście. Co kombinujecie? - zapytał jakby nigdy nic. Jakby nie widział malującej się na moim obliczu niechęci. Trzeba być kompletnym ślepcem! Wolałabym kroić zdechłą mysz w plasterki niż patrzeć w te jego niebieskie oczyska okolone długimi, jak u dziewczyny, rzęsami...

- Nic ci do tego - burknęłam niegrzecznie. - I tak nie zrozumiesz! Może śledziłyśmy kogoś...

- Aha. Macie wykres na gegrę? - Co za okropny nudziarz! Ja mu o śledztwie, a on o wykresie!

- Nie, nie mamy.

- Może chcecie odpisać? - nigdy nie mówił "zwalić", tylko tak właśnie: "odpisać"...

- Dzięki, musimy jeszcze coś załatwić przed lekcją, to cześć! - powiedziałam i pociągnęłam milczącą Kaśkę za sobą.

- Ten plasterek chciał się do nas przykleić, niedoczekanie! - sapałam ze złości.

- Wiesz, odnoszę wrażenie, że jemu bardzo zależy na twoim towarzystwie - powiedziała nagle z namysłem Kaśka. - Maciek ostatnio wciąż się koło nas kręci, ale to tylko dlatego, że ty ciągle się ze mną włóczysz. Gdyby mógł, chętnie by cię namierzył tete-a-tete!

- Niedoczekanie! - powiedziałam mściwie i przestąpiłam próg szkoły.

Jednak ziarnko zostało zasiane. Na gegrze myślałam o tym, co powiedziała mi Kaśka. Czy to możliwe? Czy prawdopodobne, by Maciek zainteresował się najmniej w szkole zainteresowaną nim osobą? Dyskretnie spojrzałam w jego kierunku. Siedział naindyczony, z powagą na twarzy, udając że słucha Globusowej. Dokładnie w tym samym momencie spojrzał na mnie i nasze oczy się spotkały. Uśmiechnął się lekko i byłam pewna, że jest to uśmiech zarezerwowany wyłącznie dla mnie. Odwróciłam szybko wzrok. "Co się ze mną dzieje?" - skarciłam się w duchu. "Przecież ten chłoptaś irytuje mnie do granic możliwości. Jest nadęty, ciągle taki serio serio... A ten jego rozkazujący ton przemądrzalca, który ma patent na wszystko! No i jest fajtłapą, ciuć-maliną. W ogóle nie ma pojęcia, jak traktować kobiety, nigdy nie przepuścił mnie w drzwiach, nie pomógł włożyć płaszcza. Nie cierpię takich nieokrzesańców! Mamuśka prasuje mu pewnie co rano koszulę i głaszcze po główce, ilekroć Maciuś powie przed telewizorem coś mądrego. O rany!"

- Co się tak wzdragasz? - spytała Kaśka.

- Myślałam o Maćku...

Moja przyjaciółka patrząc na mnie znacząco, narysowała sobie kółko na czole.

- Karolina, możesz powiedzieć nam coś na temat ruchów tektonicznych Ziemi? - wyrwała mnie do odpowiedzi Globusica. Co za pech! Teraz murowane są ruchy tektoniczne, ale w moim domu, gdy wrócę ze szkoły z pałą...

Na przerwie podszedł do mnie Maciek:

- Kondolencje z powodu pały. Może chciałabyś, bym opowiedział ci o tych ruchach tektonicznych? Globusica ci nie odpuści.

- Ty sobie odpuść! Myślisz, że temat dla mnie za trudny? - odparłam buńczucznie. Znalazł się, korepetytor!

- Nie, chciałem tylko ratować koleżankę w potrzebie.

- Nie jestem w żadnej potrzebie. A już ostatnia rzecz, której potrzebuję to twoja pomoc, Maciusiu! - skąd mi się wyrwało to zdrobnienie???

- Nie jestem Maciusiem. Proszę mnie tak nie nazywać. - odwrócił się na pięcie i poszedł sobie wreszcie.

- Ufff, co on się mnie tak czepia? - spytałam Kaśki.

- Cóż, serce nie sługa.... - moja przyjaciółka uśmiechnęła się tajemniczo.

Przez następne przerwy starałam się unikać Maćka. On zresztą też gdzieś znikał, chociaż jestem pewna, że nie chodzi na fajki do waterhouse’a, jak nazywamy szkolne toalety. Mamusia by mu nie pozwoliła zapalić, poza tym to szkodzi zdrowiu, a Maciuś jest typem, który bardzo o to dba. Gdyby wyczytał gdzieś, że najwięcej witamin dostarcza organizmowi koktajl z dżdżownic, piłby go trzy razy dziennie! Wreszcie na którejś przerwie wpadłam do biblioteki, żeby pożyczyć książkę o ruchach tektonicznych. Tu znalazła się moja zguba! Maciek siedział przy stoliku, zagłębiony w lekturze. Na mój widok zaczerwienił się po sam czubek nosa. "Aha, przyłapałam go na czymś wstydliwym. Może czyta Wisłocką!" - pomyślałam z satysfakcją. Chęć odegrania się była tak silna, że ruszyłam w jego kierunku, nie odrywając wzroku od książki, którą trzymał w dłoni.

- Widzę, że postanowiłaś uzupełnić braki w wiedzy - zaatakował, chowając książkę pod drugą, tak bym nie zobaczyła okładki i tytułu.

- Tak, dokładnie - odparłam, bezczelnie siadając obok niego i przesuwając kupkę książek, które miał na tapecie. Przez moment nasze łokcie się ze sobą zetknęły i nie wiem dlaczego, po ciele przeszedł mi przyjemny dreszczyk... Zepchnęłam niby niechcący jedną z jego książek, a gdy schylił się, żeby ją podnieść rzuciłam szybko okiem na tytuł ukrywanego egzemplarza. Wiersze miłosne Leśmiana! Ze zdumienia miałam chyba głupią minę, bo Maciek spojrzał nam mnie współczująco.

- Czy coś się stało? Wyglądasz jak przestraszona miotła...

I kto by pomyślał, że go stać na taką ripostę!

- Eeee, coś mi się przypomniało. Spadam! - poderwałam się nagle. Nie zniosę dłużej tego, że on mnie zaczyna intrygować. Muszę doprowadzić swoje serce do porządku.

Wypadłam z biblioteki jak torpeda, zaprogramowana na zniszczenie celu po drugiej stronie Ziemi. Chyba będę musiała porozmawiać z Kaśką.

- Kacha, pomóż! Nie wiem, co się dzieje, ale moja niechęć do Maćka zaczyna się gwałtownie zmniejszać! Ratuj, nie mogę dołączyć do stada mdlejących na jego widok panienek! Nie wytrzymam konkurencji. W dodatku on czytuje Leśmiana!

- Żartujesz? Podejrzewałam go o różne ciekawe rzeczy, ale o poezję? - powiedziała Kaśka z westchnieniem i błyskiem w oku.

- Kacha, ty się w nim kochasz!

- Kochasz, nie kochasz.... Czy ty nie widzisz, jaki on jest słodki? Ma subtelną urodę, jest oczytany i inteligentny, umie się ubrać i sprawia wrażenie faceta, który wie, co robić z kobietą...

- O matko, on? Przecież to maminsynuś! Skąd może wiedzieć, co się robi z kobietami?

- Oj, wie, Karolina, wie... Spytaj Małgośki z III b, chodzili ze sobą przez rok.

- Niemożliwe!

- Nie afiszowali się z tym. Widzisz, potrafi być dyskretny.

- Dlaczego ją rzucił?

- Ona go rzuciła, wiesz jaka jest Małgocha. Ale wyraża się o nim w superlatywach. Podobno tak całuje, że można oszaleć - nie wiem dlaczego poczułam ukłucie zazdrości.

- To ciekawe - dlaczego ona nie oszalała?

- Przez rok szalała, ale wiesz, to za długo dla niej. Bała się, że jeszcze poprosi ją o rękę. Wygląda na to, że ty jedna uważasz go za nieciekawego mena.

- Też mi potrzebny spadek po Małgośce! - co za dziwne rozdwojenie mnie dopadło. Mówię co innego, myślę co innego. Chętnie skosztowałabym tych oszałamiających czy też oszalających pocałunków Maćka. Bosz, jak trudno być zmienną kobietą!

Wzburzona własnym postępowaniem, a zwłaszcza sabotażem mojego serca wróciłam do domu. Nie minęło pół godziny, gdy zadzwonił telefon.

- Karolina? Tu Maciek. Zostawiłaś swoje książki w bibliotece, wyszłaś tak szybko, że nie zdążyłem cię zatrzymać. Jak chcesz mogę ci je podrzucić do domu.

- Jakie książki? - zapytałam nieprzytomnie szczęśliwa.

- Te o ruchach tektonicznych Ziemi…

Ziemio, nie drżyj. Wystarczy, że drży moje serce...

 

Tekst: Beata Łukasiewicz©, zdj. haligashka.blogspot.com

 

3 komentarze:

  1. witam, bardzo miło mi że znalazła się Pani na moim blogu, w końcu jest coś co nas łączy... dopiero zaczynam swoją przygodę z blogowaniem, tym bardziej jest mi przyjemnie;) bloga odwiedzę w wolnym czasie na pewno, ja generalnie po prostu lubię czytać, także być może stanie się Pani dla mnie polską Christiną Dodd?? Kto wie;) Ona zaraziła mnie miłością do romansów historycznych, może uda się Pani to samo?? Dam znać po przeczytaniu Pani opowiadań, życzę powodzenia i pozdrawiam gorąco.... Iza

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawie piszesz ;) . W wolnych chwilach poczytam więcej :D. Rzeczywiście te opowiadania są znakomite i wnoszą cos nowego : nigdy jeszcze nie widziałam by między poważnymi pięknymi słowami znajdywały sie młodzieżowe okreslenia ;O. Ja nie czytam nigdy żadnych książek dla nastolatek - może dlatego że są zbyt banalne i nie maja dreszczyka emocji... jednak w tym wydaniu - podobają mi sią baaaaardzo.

    Bardzo się cieszę, że trafiłaś i na mojego bloga ;). Pierwszy "fragment" jest jeszcze nawet niedokończony i... no cóż - ten młodzieżowy poczatek więcej se nie powtórzy :) . Zamierzam "przenieśc" Mirę do jakiegoś innego wymiaru :D .

    OdpowiedzUsuń