poniedziałek, 24 czerwca 2013

Chora z zazdrości

Karolina i Ania wybrały się na wczasy nad morze. W pociągu poznają Maćka, który szybko wpada Ani w oko. Dziewięciogodzinna podróż zamienia się w cudowną przygodę. Ale Maciek jedzie w odwiedziny do swojej dziewczyny. Czy ta znajomość ma szansę na ciąg dalszy? 

Piąty dzień leżałyśmy na plaży, trzaskając się na mahoń. Było super. Leniwie i słonecznie. Skóra zaczynała nabierać koloru mlecznej czekolady i może z powodu jej słodyczy wokół nas kręciło się wciąż jakieś towarzystwo. O, chociażby chłopcy, którzy grali w piłkę nieopodal. Karolina miotała spojrzenia niczym działo laserowe dalekiego zasięgu. A mnie coś nie dawało spokoju. Coś kazało mi spoglądać ukradkiem w twarz każdego przechodzącego obok chłopaka... Na kogoś czekałam?

-        Wiesz, Karola, nie mogę zapomnieć Maćka z pociągu... – wyznałam wreszcie mojej przyjaciółce, obracając się na brzuch niczym syrena smażona na grillu.

-        No, fajnie nam się zaczął ten wypad! – zauważyła Karola. – Zresztą, przyjechałyśmy tu, żeby wreszcie kogoś poznać Nie rozumiem tylko dlaczego marnujemy czas! Sama popatrz, ile tu tego dobra... – Karolcia oblizała się łakomie. Moja przyjaciółka plażowe flirtowanie ma w małym paluszku u nogi: – Popatrz na tych trzech, sami zaraz wpadną nam na kocyk.... – zacierała łapki i wystawiała swoje wdzięcznie naoliwione ciało.

-        Cóż, dla mnie mogliby nie istnieć... Ten Maciek to był ktoś wyjątkowy... – zaczęłam swoje na wydechu i jakoś tchu mi zabrakło.

-        Daj spokój Anka, fajny chłopak, ale takich tu jest na pęczki! Poza tym on jechał do dziewczyny? Według mnie to go poważnie dyskwalifikuje...

-        Co mam zrobić, kiedy czuję, że on jest dla mnie stworzony? Jak mawia przysłowie: „Nie umkniesz przeznaczeniu...”

-        Hahahahaha, a może przeznaczenie umknęło... tobie? Mnie tam wydawał się zwyczajny! Dwie ręce miał, dwie nogi, sympatyczną głowę... – Karolcia była czasami taka przyziemna: zero wiary w miłość od pierwszego wejrzenia!

-        A dla mnie to jest ktoś specjalny, powtarzam ci. Ktoś, o kim się mówi, że staje na twojej drodze tylko raz w życiu, taki przeznaczony ci facet...

-        Gadasz tak górnodolnie, że aż wyszła mi gęsia skórka. Przeznaczony facet? Stanął na drodze twego życia – i co z tego??? Czy widziałaś go potem? Czy cię szukał? Czy znalazł? – wyliczała bezlitośnie, a ja tylko smutno kręciłam głową. - Sama widzisz, jaka jesteś głupio naiwna! – Karola zaczynała być chyba trochę na mnie zła.

-        Kiedy ja głupio i naiwnie wierzę, że 9 godzin takiego cudownego porozumienia dusz zostawia jakiś ślad w człowieku. Skoro we mnie coś zostało, to i Maciek musi o mnie myśleć. Wiem to. Nie rozumiem tylko, dlaczego nic nie robi, byśmy się spotkali? Dałam mu czas do namysłu, ale chyba sama zacznę działać!

-        Chcesz go odbić tej lasce? - zapytała Karola, poważniejąc nagle.

-        Nie wiem jeszcze, co chcę zrobić, ale jak sobie przypomnę naszą podróż, całą radość bycia z nim, jego poczucie humoru i to, że czułam się przy nim tak dobrze, to coś mi nakazuje, bym nie leżała tu tak bezczynnie!

-        Tak, koniecznie, wsiądź teraz  w helikopter, na hulajnogę - albo jeszcze lepiej - w balon i udaj się na poszukiwanie swojego Macieja! - Karola zaczęła znów się ze mnie nabijać.

-        Wiesz co, ty chyba jesteś zazdrosna., bo wcale nie rozumiem twoich kpin! - wreszcie się wkurzyłam na nią. Nie poznawałam jej! – Skąd wiesz, a może on właśnie teraz szuka mnie po całym mieście?

-        W takim razie jest średnio inteligentny. Wiadomo, że plaża to bankowe miejsce spotkań, kiedy przyjeżdża się nad morze... To tak, jakby wylądował na Marsie i szukał cię w amazońskiej dżungli. Dla mnie jasne jest jedno - on Cię nie chce znaleźć! – odparowała Karola.

-        Czasami są różne trudności obiektywne, jechał tu do kogoś i ja to rozumiem - powiedziałam cicho. Ale w głębi duszy musiałam przyznać jej rację. Przez pięć dni w takim małym uzdrowisku jak to, znalazłoby mnie nawet stado szalonych krów albo zabłąkanych goryli górskich: -Tylko, że my same nie wiedziałyśmy gdzie wylądujemy, jaki miałam mu dać adres? – broniłam Maćka.

-        Chcesz, żebym była brutalna? No to proszę: jechał do dziewczyny, tak?

-        Tak mówił. Jego dziewczyna przyjechała tu do sezonowej pracy w lodziarni, na dwa miesiące... - przytaknęłam

-        No i wszystko jasne. Jest bardzo zajęty... lizaniem lodów. Ona w dzień pracuje, ale za to w nocy... spędzają upojne chwile na plaży. Wyobrażam ich sobie na wydmach, kiedy ona sprzeda już wszystkie swoje lody i zdejmie służbowy fartuszek, hahahahaha! – Karola była złośliwa powyżej swej zwykłej normy.

-        Przestań! – poprosiłam. Jednak wizja Maćka pochylającego się nad jakąś inną dziewczyną była przykra i  natrętna. I okrutna. Nie rozmawiałyśmy więcej na ten temat. Chyba nie było sensu...

„Leżąc na piasku w mokrym kostiumie obserwowałam, jak kształtne krople wody spływają po złocistej skórze Maćka. Sama chętnie zamieniłabym się w taka kropelkę... Co za dziwaczne pragnienie... Nie, może nie w kropelkę, bo byłabym jedną z wielu. A chciałabym być jedyna... Maciek leżał na brzuchu, zwrócony do mnie twarzą. Na policzku miał trochę zabłąkanego piasku i musiałam się powstrzymywać, by nie strzepnąć go lekko. Może lepiej byłoby zdmuchnąć ziarenka? Przysunęłam się i zaczęłam zbliżać twarz do jego twarzy, dmuchając na policzek. W tym momencie Maciek otworzył oczy i spojrzał na mnie. Jego ręka objęła mnie i przyciągnęła czule. Nasze usta były bliziutko i zaczęły lgnąć do siebie niczym magnes i opiłki żelaza.. Poczułam dziwną słabość, jakby krasnoludek jeździł na rowerze po moim żołądku....” I w tym ekscytującym momencie... obudziłam się!!!!!

-        Anka, ty chyba kimnęłaś na słońcu! – skarciła mnie Karola, która właśnie wracała, ociekając wodą, z morza, w towarzystwie jakiegoś chłopaka. Zdaje się, że to jeden z tych, którzy grali w piłkę...

-        Uhm, chyba tak, nawet coś mi się przyśniło... Czekaj, nie mogę dojść do siebie... Która jest godzina?

-        Zasypianie w pełnym słońcu jest groźne, ale sądząc po rozmarzonej minie, był to miły sen – powiedział chłopak i przedstawił się: - Jestem Paweł. Wpół do piątej.

-        Cześć, Paweł Wpółdopiątej. Oryginalne nazwisko...

-        Hahahaha! To był chyba fajny sen... A imię już usłyszałem!

-        No dobra, nie zapominaj, że ze mną tu przyszedłeś! – wtrąciła się Karola, jakaś znowu zła. - Miałam się tu tylko wytrzeć z wody...

-        To się wycieraj - Paweł mrugnął do mnie.

-        Chodźmy lepiej po coś do picia – Karola pociągnęła Pawła w stronę budki z napojami.

-        Aniu, kupić ci coś? – to Paweł zapytał, nie ona...

-        Nie, dziękuję. Ja tu sobie jeszcze pośpię...

Dziwnie się czułam. Czyżby moja przyjaciółka zaczynała się zamieniać w jakąś Królową Śniegu  - była zimna i obca. „O co tu chodzi??” – myślałam gorączkowo. „Może rzeczywiście jest zazdrosna? Przecież po raz pierwszy w życiu ktoś zainteresował się mną, a nie nią!” – myślałam o sytuacji z Maćkiem. No, a teraz - ta nagła scena przy Pawle? Wszystko zaczynało mi się układać w pewną całość. „Moja przyjaciółka jest chora... z zazdrości!” Co robić? Nie miałam teraz ochoty patrzeć na Karolę. Zebrałam szybko swoje rzeczy i zmyłam się z plaży innym wyjściem, by jej nie spotkać... To nie do wiary, ale już po kilku minutach pożałowałam swojej decyzji. Może byłam zbyt surowa? Przecież od dawna byłyśmy przyjaciółkami, przyjechałyśmy razem na wakacje a tu taki zgrzyt? Czy jeden chłopak albo nawet dwóch mogło nas poróżnić? Karola była znaną łamaczką męskich serc i nigdy nie angażowała się uczuciowo, więc... jaka zazdrość? Zaczęłam zwalniać kroku. „A niech to, co ja wyprawiam! Głupia jestem, podejrzewam przyjaciółkę. No nic, pójdę sobie kupić loda, żeby wyglądało, że wyszłam po niego z plaży” – postanowiłam. Całkiem bezmyślnie skierowałam swe kroki w stronę lodziarni. Nagle... nie wierzyłam własnym oczom... Może wzrok mnie myli? Maciek? Maciek! Był tu! „No tak, przecież jego dziewczyna pracuje w lodziarni” – natychmiast przypomniałam sobie strzępki informacji. Był tu więc cały czas, ciągle z nią i chyba jednak nie chciał mnie spotkać. Karola miała rację. A powód jest tylko jeden - jego dziewczyna. Błyskawicznie odwróciłam się na pięcie, zawracając w stronę plaży.

-        Aniu! Aniu! – zawołał. A raczej wołało moje chwilowo zajęte przeznaczenie.– To ty nie wyjechałaś??? Myślałem, że cię już w życiu nie spotkam! – wydyszał, doganiając mnie.  – Dlaczego mnie olałaś i nie przyszłaś na spotkanie na molo?

-        Nie wyjechałam? Spotkanie na molo? Dlaczego ja nic nie rozumiem, co ty do mnie mówisz??

-        Jak to??? Dwa dni temu spotkałem Karolę. Ucieszyłem się, bo miałem właśnie zamiar zacząć cię szukać. Karola  twierdziła, że zaraz stąd wyjeżdżacie i w ogóle... Poprosiłem więc, by nas umówiła na molo. Czekałem, ty nie przyszłaś. Myślałem, że nie chciałaś się pożegnać, że wyjechałyście....

-        Maciek, to jakaś okrutna bajka z mchu i paproci! Usychałam z tęsknoty i chęci zobaczenia ciebie! Nie chciałam ci jednak przeszkadzać, bo przecież twoja dziewczyna... Karola słowem mi nie wspomniała, że się spotkaliście. Tym bardziej nie wiedziałam, że jestem z tobą umówiona! O mały włos, a minęlibyśmy się! Minęlibyśmy się z przeznaczeniem! – nogi się pode mną ugięły. Ktoś tu ingerował w mój los i chyba nawet wiedziałam kto! Należał jej się porządny cios w nos!

-        Chyba mnie znasz od jakichś 10 godzin i wiesz, że nie żartuję w takich sprawach. Za dużo o tobie myślałem. Musiałem tylko porozmawiać z Renatą... – spuścił głowę. – Zajęło mi to trzy dni.  I okazało się, że moja dziewczyna już nie jest ze mną... Zainteresowała się synem właściciela lodziarni. – Podniósł głowę i uśmiechnął się szeroko: - Wiesz, jaki mi wielki kamień spadł wtedy z serca? Chciałem jej powiedzieć, że poznałem kogoś wyjątkowego, a tu los ułatwił mi zadanie. Tak bardzo chciałem cię znów zobaczyć!

-        A Karola zrobiła wiele, by do tego nie dopuścić!

-        Czy ona nie wie, że trudno umknąć przeznaczeniu? - zapytał Maciek.

Wróciliśmy razem na plażę. Karola na nasz widok zamieniła się w mumię egipską, dzięki czemu od razu wyładniała. Udawaliśmy, że nic nie wiemy, że nic się nie stało. Już my jej wymyślimy zemstę! Może zresztą wystarczy jakieś obrzydliwe w smaku lekarstwo na zazdrość?

Leżąc na piasku w mokrym kostiumie obserwowałam, jak kształtne krople wody spływają po złocistej skórze Maćka. Sama chętnie zamieniłabym się w taka kropelkę... Nie, może nie w kropelkę, bo byłabym jedną z wielu. Maciek leżał na brzuchu, zwrócony do mnie twarzą. Na policzku miał trochę zabłąkanego piasku i musiałam się powstrzymywać, by go nie strzepnąć. Może lepiej byłoby zdmuchnąć? Przysunęłam się i zaczęłam dmuchać na jego policzek. Maciek otworzył oczy i spojrzał na mnie. Jego ręka objęła mnie i przyciągnęła czule. Nasze usta były bliziutko i zaczęły lgnąć do siebie niczym magnes i opiłki żelaza. Poczułam dziwną słabość, jakby krasnoludek jeździł na rowerze po moim żołądku... I wcale się nie budziłam!

Tekst: Beata Łukasiewicz, zdj. pl.123rf.com

 

 

 

2 komentarze:

  1. Ten krasnoludek, który jeździ rowerem po żołądku przemawia bardziej do mnie niż motyle....

    OdpowiedzUsuń
  2. Rany Julek, nawet krasnoludkom nie przepuścisz? Dobrze wysmażone, i z cebulką? ;-)

    OdpowiedzUsuń