Postanowiliśmy sprawdzić famę Karlovych dopiero w tym roku - jakoś wcześniej nie było nam po drodze... Miasteczko (ok. 70 tys. mieszkańców, stałych oczywiście...) jest pięknie odrestaurowane i takiego skupiska secesyjnych kamienic szukać by ze
13 źródeł leczniczych, które biją w tym mieście robi wrażenie, a zwłaszcza budynki zdrojowe z przyległościami - no cudo. Nie mamy tak pięknych i okazałych ani w Polanicy ani w Kudowie ani w Lądku. Szkoda. Byliśmy tam tylko 5 dni, więc spróbować wszystkich 13 źródeł się nie udało (to woda lecznicza, pije się łyczkami - jak lekarstwo), ale spróbowaliśmy innego specjału: steku z jelenia. Myślę, że ta popularna kulinarna oferta restauracyjna wiąże się z legendą, dotycząca założenia miasta: Król Karol IV w czasie polowania na jelenia natrafił na źródło. Zadowolony z efektu polowania polecił założyć miasto Karlovy Vary. Wobec tego w każdej restauracji w Karlowych serwuje się dziczyznę: stek z jelenia oraz pieczoną kaczkę, a w sklepie można kupić kiełbasę z dzika, z sarny itd. Postanowiliśmy więc zdegustować steka w najsłynniejszej restauracji Karlovych:
Jedną z największych osobliwości Karlovych Varów są jej goście - całe miasto jest rosyjskie w mowie i piśmie. Biedni Czesi nawet w supermarketach mówią po rosyjsku. W mieście nie ma prawie wcale "normalnych" sklepów - są wyłącznie firmowe salony z butami, ubraniami, biżuterią z brylantami, antyki i kryształowe żyrandole, porcelana Villeroya albo Versace. Ceny bajońskie, chyba moskiewskie. Domyślacie się, pod czyj gust to przygotowane? Kolejną osobliwością czeską (bo chyba nie typowo Karlovarską?) są przetwory z konopi indyjskich, dostępne legalnie i bez problemu: kosmetyki z charakterystycznym liściem - pół biedy, wszak ziele to ma potwierdzone lecznicze właściwości, więc rozumiem szampony, kremy, balsamy itd., ale wódka z... marychą? Albo herbatka uspokajająca (sic!) z liści i kwiatów konopi, za grosze (w przeliczeniu na złotówki). Ciekawe, nie?
W sumie to chciałam powiedzieć Smacznemu Turyście, że być wrzuconym do jednego worka z Karlovymi Varami to dla Poznania naprawdę zaszczyt. Mimo tego, że miasto jest 10 razy mniejsze, ale za to jakie piękne!
Miło mi, że zainspirowałem Cię do napisania tekstu o Karlovych Varach. Mieście, które znam tylko przejazdem. Stek z jelenia chętnie bym spróbował, a becherovki nigdy nie odmawiam. Mam nawet butelkę ze świeżej dostawy. Pozwolisz, że na swoim blogu umieszczę link do tego postu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Bardzo będzie mi miło, naprawdę. Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuń