czwartek, 27 czerwca 2013

Odkrywamy Karlovy Vary

Smaczny Turysta w swoim dzisiejszym poście pochwalił się (jako Poznaniak), że CNN Travel wymieniło jego miasto wśród 8 ciekawych, a nieodkrytych przez Amerykanów miast Europy Wschodniej. CNN przyznał, że w Poznaniu można smacznie zjeść.

Z pozostałej siódemki wymienione zostały m.in. Karlovy Vary w Czechach. Akurat tam spędzaliśmy majówkę w tym roku. I jakie tam one nieodkryte! Chyba dla megalomanów zza Oceanu, bo to najsłynniejsze, jedno z najstarszych (pomijając czasy antyczne i greckie Asklepiejony :-) uzdrowisk Europy, do którego od stuleci przybywały koronowane głowy, arystokracja i ówcześni celebryci, czyli sam creme de la creme Starego Kontynentu.

Postanowiliśmy sprawdzić famę Karlovych dopiero w tym roku - jakoś wcześniej nie było nam po drodze... Miasteczko (ok. 70 tys. mieszkańców, stałych oczywiście...) jest pięknie odrestaurowane i takiego skupiska secesyjnych kamienic szukać by ze świecą u nas. Ponoć Le Corbusier nazwał Karlove "zjazdem tortów" i coś w tej złośliwości jest na rzeczy: wszystkie kamieniczki są cacane, w pastelowych kolorach, ozdobione gzymsikami i pierdułkami niczym tort bitą śmietaną. I to jedna w jedną! Nam ten nadmiar słodyczy nie przeszkadzał, miło było popatrzeć. Przechadzając się promenadą zdrojową co rusz wypatrywaliśmy na ścianach wypielęgnowanych kamienic pamiątkowych tablic, że w tym domu mieszkał i leczył się taki a taki sławny człowiek (na lewo Ataturk i Zygmunt Freud).

13 źródeł leczniczych, które biją w tym mieście robi wrażenie, a zwłaszcza budynki zdrojowe z przyległościami - no cudo. Nie mamy tak pięknych i okazałych ani w Polanicy ani w Kudowie ani w Lądku. Szkoda. Byliśmy tam tylko 5 dni, więc spróbować wszystkich 13 źródeł się nie udało (to woda lecznicza, pije się łyczkami -  jak lekarstwo), ale spróbowaliśmy innego specjału: steku z jelenia. Myślę, że ta popularna kulinarna oferta restauracyjna wiąże się z legendą, dotycząca założenia miasta: Król Karol IV w czasie polowania na jelenia natrafił na źródło. Zadowolony z efektu polowania polecił założyć miasto Karlovy Vary. Wobec tego w każdej restauracji w Karlowych serwuje się dziczyznę: stek z jelenia oraz pieczoną kaczkę, a w sklepie można kupić kiełbasę z dzika, z sarny itd. Postanowiliśmy więc zdegustować steka w najsłynniejszej restauracji Karlovych: u Jana Bechera -  tak tego od Becherovki!, czyli cudownej, leczniczej (niektórzy mówią, że to 14 źródło Karlovych) nalewki ziołowej. Stek podany był jak na prawo - pokrojony (dziwne jak na stek, prawda?), w sosie z prawdziwków (mniam) i zapiekanymi krokietami ziemniaczanymi. Smakował mi, aczkolwiek mięsko nie było zbyt miękkie. Reszta biesiadników zamówiła kaczkę, co widać powyżej mojego dania - i była to słuszna kacza połówka, podana z knedlikiem i czerwoną kapustką. Prawie talerze wylizywali! Próbowałam tę ich kaczusię, ale mój stek bardziej mi smakował. Becherovkę też obowiązkowo zakupiliśmy, jedna z jej kilku (w tej chwili) rodzajów smakuje jak tequila.

Jedną z największych osobliwości Karlovych Varów są jej goście - całe miasto jest rosyjskie w mowie i piśmie. Biedni Czesi nawet w supermarketach mówią po rosyjsku. W mieście nie ma prawie wcale "normalnych" sklepów - są wyłącznie firmowe salony z butami, ubraniami, biżuterią z brylantami, antyki i kryształowe żyrandole, porcelana Villeroya albo Versace. Ceny bajońskie, chyba moskiewskie. Domyślacie się, pod czyj gust to przygotowane? Kolejną osobliwością czeską (bo chyba nie typowo Karlovarską?) są przetwory z konopi indyjskich, dostępne legalnie i bez problemu: kosmetyki z charakterystycznym liściem - pół biedy, wszak ziele to ma potwierdzone lecznicze właściwości, więc rozumiem szampony, kremy, balsamy itd., ale wódka z... marychą? Albo herbatka uspokajająca (sic!) z liści i kwiatów konopi, za grosze (w przeliczeniu na złotówki). Ciekawe, nie?

W sumie to chciałam powiedzieć Smacznemu Turyście, że być wrzuconym do jednego worka z Karlovymi Varami to dla Poznania naprawdę zaszczyt. Mimo tego, że miasto jest 10 razy mniejsze, ale za to jakie piękne!

2 komentarze:

  1. Miło mi, że zainspirowałem Cię do napisania tekstu o Karlovych Varach. Mieście, które znam tylko przejazdem. Stek z jelenia chętnie bym spróbował, a becherovki nigdy nie odmawiam. Mam nawet butelkę ze świeżej dostawy. Pozwolisz, że na swoim blogu umieszczę link do tego postu.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo będzie mi miło, naprawdę. Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń