sobota, 18 stycznia 2014
Motyla męka dla Lilki
No i wreszcie to, co mnie tak gniotło twórczo, się wreszcie skrystalizowało - a raczej zmotyliło, bo powstało dzieło panny Beatki, czyli prawdziwy obraz (malarski). Dla Lilki (Ona jeszcze o tym nie wie), cały w zielonościach. Wręczę przy następnym spotkaniu Klubu Tatarskiego.
Tymczasem idę malować kolejny - w błękitach i srebrze. Na jutro, bo idę na włoski obiad: gicz cielęcą w soczewicy. Ciao!
ps. Jakby co, to chętnie namaluję na zamówienie - kolorystykę tylko trzeba wybrać (pasującą np. do ulubionego lakieru do paznokci). Śmiało, dzieła są darmowe, bo wielką ulgę mi przynosi pozbycie się mąk twórczych, więc jakby co, to powinnam jeszcze Wam dopłacać... :-)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz