wtorek, 21 stycznia 2014

Wkurzające promocje i znienawidzone reklamy - garść refleksji i sonda wśród blogerów

Telefony dzwoniące o różnych porach z informacją o superpromocjach, zapraszające na wspaniałe eventy - temat rzeka, nie poruszałam dotychczas, bo wydawało mi się, że tylko mnie to wkurza i że tylko ja na całym świecie jestem dla tych pań/panów opryskliwa i bardzo szybko, aczkolwiek to niegrzeczne - odkładam słuchawkę.

W domu dobrych przykładów nie mam (poza ostatnim, wspomnianym w notce "za bardzo samodzielny telefon"), bo Andrzej to się kłania nawet automatom parkingowym i generalnie zawsze grzecznie wysłuchuje, co pani promocja do niego mówi. Podobnie mama - ale to starsza pani, z kindersztubą. Myślałam więc, że tylko ja jestem taka "be" - tymczasem naczytałam się na blogach o podobnych "nękaczach", i że stanowisko wielu osób jest podobne do mojego - nie znosimy takich telefonów. 

Z jednej strony rozumiem te "promocje": dla wielu praca przez telefon to jest właśnie sposób zarabiania na życie. Myślę jednak o zleceniodawcach, bo na ogół  przecież usługa dzwonienia po klientach wykonywana jest przez jakieś call center, które realizuje zlecenie swojego klienta. Dlaczego ci zleceniodawcy nie rozumieją, że ten telefoniczny marketing jest już tak spowszedniały i znienawidzony, że przynosi raczej odwrotny, do zamierzonego skutek? A może z wyników sprzedaży wychodzi jednak coś innego? I że popełniam powszechny błąd myślowy - skoro mnie się to nie podoba, to wszystkim się nie podoba?


Drugi przykład już z mojego podwórka wydawniczego - mianowicie zagadkowa jest dla mnie miłość firm farmaceutycznych do reklamy telewizyjnej. Nie chcą reklamować się w prasie, nawet takiej profesjonalnej, jak moja - dostępnej w aptekach, bo kampania telewizyjna przynosi im wymierną korzyść - argumentują. Tymczasem widzę to całkiem inaczej, i z kim nie rozmawiam, zachowuje się tak samo (jak ja) - gdy tylko rozpoczyna się blok reklamowy w tv, natychmiast  szukam innego kanału, idę do toalety, robię herbatę. Nie oglądam, nie słucham emitowanych pod rząd kilku reklam specyfików na katar, kaszel i ból gardła. Do porzygu, jak nazwałaby dosadnie rzecz znajoma blogerka.


Co więcej - jestem pewna, że nikt z przeciętnych widzów nie jest w stanie zapamiętać nazw leków - jestem w branży farmaceutycznej od ponad 13 lat, a nawet mnie jest trudno spamiętać te "nieswojsko brzmiące" imiona nowych rewolucyjnych produktów na katar! Bardziej te reklamy złoszczą, niż informują - aż przyrzekam sobie, że raczej pozwolę, by mi odpadł zakatarzony nos, niż kupię ten tam jakiś otrivin czy akatar.


I znów nie wiem, czy to kwestia środowiskowa, ale wśród moich znajomych nie ma ani jednej osoby:


1.) Lubiącej promocje telefoniczne i odpowiadającej na zaproszenie na pokaz "genialnej" pościeli wełnianej lub supergarnków w cenie wycieczki dookoła świata;


2.) Lubiącej reklamy telewizyjne i podążające natychmiast np. do apteki w celu nabycia danego specyfiku.


Mało tego, nawet jeśli jakaś reklama jest zabawna i inteligentna (np. serial Serce i rozum czy animowane reklamy piwa Żubr) - jakoś nigdy żadna taka nie skłoniła mnie do zakupienia tegoż produktu. Do Orange nie przejdę, a piwa Żubr w ustach nie miałam...


Swoją drogą, to dla mnie też ciekawe - czy tylko ja tak reaguję? Może szybka sonda wśród czytelników tego bloga - jak to z Wami jest? Zapraszam do komentowania, ciekawi mnie Wasze zdanie.

17 komentarzy:

  1. Beta, czegoż ja się dowiaduję!
    Podwórko wydawnicze! :) Wyczuwałam, że fajne masz to podwórko!
    Co do wpisu to moją pierwszą reakcją po przeczytaniu samego wstępu było "Cholibka!" :D Dlaczego?
    Mój dzisiejszy wpis będzie po części poświęcony Orange- nie muszę Cię namawiać do zajrzenia, ani czytania. Będziesz miała ochotę to zapraszam :)!
    Skoro szybka sonda to szybko odpowiem:
    promocje telefoniczne- NIE!
    reklamy Otrivinów- NIE!
    serce i rozum- zawsze i wszędzie :D
    Z tym, że jestem całkiem niepodatna na reklamy, zachęty i marketingowe szantaże emocjonalne!
    Nie jesteś sama :D!
    Uściski,
    Aga

    OdpowiedzUsuń
  2. Beciu – myślę dokładnie jak TY. Mało tego, moi znajomi też tak myślą (chociaż nie mamy tych samych znajomych), tak samo myślą moje dzieci (już dorosłe – one wyrzuciły TV z domów).
    Nie wierzę, że ktoś wierzy, że ktokolwiek na tym świecie wierzy (ale mi wyszło) w „inteligentne działanie” leku na ból, który trafia celnie, czy innego na kaszel, ale dla palaczy, albo w 16 magnezów dla palących, pijących, zestresowanych, uczących się czy jedzących marchewkę (wiem, że teraz przesadziłam, ale niewiele). Natomiast wiem, kto wierzy w reklamy leków – moja MAMA! Gdy idzie do apteki, oczywiście z karteczką, na której ma zapisaną drżącą ręką (mama ma 84) nazwę leku „na kolana” (z reklamy TV, choć ja zapewniam jej absolutnie pełne zaopatrzenie w medykamenty), to zawsze ma dla mnie jakąś rewelację. Ostatnio „na kolana” przyniosła…. Urinal! Bo w reklamie TV pokazane są kończyny damskie od kolan w dół, które (panie, a kolana) mówią jak je szczypie i boli!
    Uważam, że reklamy, a zwłaszcza leków powinny być dozwolone do 65 roku życia! Potem to już tragedia, albo raczej sukces dla firm farmaceutycznych.
    A propos reklam przez telefon – znajoma mojej mamy (87) odebrała telefon i podczas rozmowy kobiecy głos zapraszał ją do hotelu „Wieniawa” na pokaz suuuuper urządzenia zdrowotnego wraz z konsultacją, oczywiście lekarską. Znajoma odpowiedziała mniej więcej tak: „Od 20 lat jestem wdową, kochałam swojego męża i nie będę chodziła na żadne balangi, jak pani może mi COŚ takiego proponować!”
    Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. ..... przepadam za sercem i rozumem, choć z Orange mam jak najgorsze doświadczenia. Może kiedyś je opiszę, bo to bardzo "ciekawa historia".
    basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Niop, redaktórką jestem ;-)
    O Orange ma tez ochotę napisać Twoja postmówczyni... Zaraz zajrzę.
    Dzięki za wsparcie - cieszy mnie, że nie jestem takim dziwakiem...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ależ Basiu, chyba nie tylko Twoja mama wierzy w cudowne działanie leków, bo sceptycyzm wobec nich zarezerwowany jest wyłącznie dla farmaceutów :-). Masz jednak rację - te reklamy są po prostu nieuczciwe i biedni starsi ludzie są otumaniani przez marketing farmaceutyczny. I zgadzam się, że pokazy reklam leków powinny być dozwolone do lat 65.
    A odpowiedź znajomej na zaproszenie do hotelu - genialne!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak tylko udaje mi się trafić na kolejny odcinek, to zamieram w drodze do toalety...

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie za ma co!
    Tyś po części mą pokrewną duszą- co odczuwam z dnia na dzień i z wpisu na wpis coraz bardziej!
    Z pozdrowieniami,
    Agg

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziwne, albo właśnie nie, bo czuję to samo ;-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciekawa notka tym bardziej dla mnie, który sam "nękam" ludzi telefonami :) Taka praca :) Wcale się nie dziwie ludziom, że denerwują się gdy konsultant tej czy innej firmy do nich dzwoni, bo sam nieraz mam ochotę zbesztać kolegów i koleżanki siedzących obok za to, że pomimo tego, że klient nie jest zainteresowany ofertą to nie usuwają go z bazy tylko po raz enty ustawiają oddzwonkę. Mnie by samego trafił szlag, pomimo tego, że zawsze chętnie słuchałem co mają mi do zaproponowania:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Bo w marketingu nie chodzi tylko o to, by coś sprzedać - marketing tak sformułowany szybko odszedł by w niebyt jako nieskuteczny. Chodzi też o to, by konsument coś dobrze kojarzył, żeby wytworzyć w nim jakieś reakcje emocjonalne, skróty myślowe, odruchy.

    Kupiłaś sobie kiedyś bombonierkę Merci? Ja nigdy, moi znajomi, których niegdyś przepytałam także zaprzeczyli. Bo reklama wykreowała ten produkt jako coś, co kupujesz w prezencie/podziękowaniu. Wtedy jesteś w stanie sypnąć nieco więcej grosza i kupisz droższe czekoladki.

    OdpowiedzUsuń
  11. Miły Sławku, ja nie mówię, że te panie promocje (bo to w 99% kobiety są) są niemiłe - tylko nudne. Tak zaczynają rozmowę, że nie mam ochoty jej kontynuować. Nie jestem zainteresowana tym, co mi proponuje Instytut Termoregulacji (kreatywność marketingowców naprawdę nie zna granic :-), bo taki nie istnieje (koce wełniane sprzedają), ani darmowym posiłkiem, ani darmowymi badaniami medycznymi (pewnie zmierzą mi ciśnienie). Nawet bardzo starsze panie (moja mama i jej koleżanki) już się na te telefony nie nabierają, więc po co ktoś takie kampanie prowadzi? Nie wiem, dlaczego kolejne telefonistki nie wykreślają mnie z bazy danych - to chyba różne firmy są i będę w tych bazach, od kogoś kupionych, tkwić po kres telefonii, amen. Pozdrawiam Cie serdecznie, bo ciężką masz pracę. I dziękuję pieknie za odwiedziny.

    OdpowiedzUsuń
  12. Witaj, Jagno,
    faktycznie, częścią marketingu jest PR, czyli kreowanie wizerunku, marki, brandu. W Twoim przykładzie z merci akurat ta reklama jest ok, chociaż w końcowym efekcie im też chodzi o zwiększenie sprzedaży - podobnie jak Apartowi zależy na zwiększeniu sprzedaży ich biżuterii, ale powiedz mi, jakie emocje ma we mnie wzbudzić reklama płynu do naczyń czy niczego nieodplamiającego odplamiacza?
    Dzięki za wizytę, pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  13. Wszelkie call centerowe panienki (i rzadkich panów) od razu po zorientowaniu się, że to coś takiego, posyłam na najbliższe drzewo, żądając warczącym tonem, żeby mnie NATYCHMIAST wykreślili z ichniej bazy, albo policja itepe. Albowiem wnerwiają mnie mocno. Po pierwsze - raz w życiu poszliśmy ze Starym na pokaz wełnianej pościeli, nawet dostaliśmy za darmo jedną podkładkę pod d..., ale parę elementów wełnianej pościeli zakupiłam później za jakieś 10% ceny tej z pokazu (można było na raty, łaskawcy), i nigdy więcej, bo to strata czasu. Po drugie - mam świadomość, że te bazy są w znacznej większości kradzione, bo nawet jeśli pod jakąkolwiek umową kupna odhaczam pozwolenie na używanie moich danych (w tym telefonu i e-maila), to wyłącznie dla celów obsługi transakcji, to drugie okienko do odhaczania (reklamy i marketingu) starannie pozostawiam puste. Więc albo firma bezprawnie ignoruje ten fakt, albo ma pracownika (-ów), który wyprowadza dane i sprzedaje. To samo dotyczy banków i innych instytucji - zwyczajni złodzieje. I dla pracowników call centers nie ma żadnego usprawiedliwienia, że muszą zarabiać na życie - nie drogą wkurniczania ludzi po drugiej stronie linii. Uważam ten sposób zarabiania za nie lepszy (a właściwie chyba gorszy) niż zwykła prostytucja, czyli odrzucanie normalnej przyzwoitości - prostytutki przynajmniej działają wśród chętnych na ich usługi.
    Co do reklam telewizyjnych - bywają ładne i zabawne (choć w ogromnej większości idiotyczne aż zęby bolą), ale chyba nie zdarzyło mi się nic dzięki nim kupić. A teraz mam luksus taki, że nagrywam wszelkie filmy i seriale na dysk nagrywarki DVD, usuwam wszelkie śmieci i dopiero sobie oglądam. Co za ulga, nic mi nie przerywa odcinka serialu, trzy razy co kilka minut!
    Reklamy papierowe ze skrzynki pocztowej wyrzucam z punktu. i tylko żal mnie ogarnia, że tyle drzew się wycięło na papier, na którym można byłoby coś sensownego i ciekawego wydrukować. No i muszę je starannie wytrzepywać, bo czasem się ważna jakaś przesyłka między nie wrzepi i mogę czegoś nie opłacić na czas albo nie odpowiedzieć komuś, kogo cenię. I tak dobrze, że euroskrzynki praktycznie zlikwidowały proceder rozrzucania pod drzwiami i zawieszania na klamkach, bo to po pierwsze zabić się można było, ślizgając się na lakierowanych ulotkach leżących warstwami, a po drugie jaka wskazówka dla włamywaczy, że ktoś wyjechał, bo nie wyrzuca na bieżąco i leży taka kupa papierzysk...

    OdpowiedzUsuń
  14. Dzień dobry,
    W życiu nie przypuszczałbym, że tylu ludzi nie trawi reklam. Nie ulega wątpliwości, że chodzi o zwiększenie sprzedaży, ale jak tu dać się skusić, jeżeli większość tych arcydzieł (mówię o reklamie w radio i tV) jest wymyślana przez debili i dla debili, a za takiego się nie uważam. Co z tego, że realizacja perfekcyjna, seksowne alty i aksamitne barytony, kolory, tricki, animacje i fajerwerki, kiedy treść uwłacza jednocyfrowemu nawet IQ odbiorcy. Ciekawe czy doczekam chwili, w której uznam że załapałem się do jakiegoś "targetu".

    OdpowiedzUsuń
  15. Hm, moja sonda nie miała jakiegoś rewelacyjnego oddźwięku, więc może jednak jesteśmy w mniejszości - wszyscy nieznoszący reklam...
    Mam natomiast podobne obserwacje dotyczące np. blogów. Przyglądam się, oglądam, czytam, patrzę na statystyki i też zaczynam wątpić w IQ tego całego blogowiska... Są chlubne wyjątki, ale en masse - zgroza. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  16. Jestem blogowym oseskiem, ale też to zauważam w komentarzach blogów, które odwiedzam. Sam staram się komentować jak mam, lub wydaje mi się że mam coś do powiedzenia. Albo żeby przynajmniej było śmiesznie. Powiedz mi proszę, a propos statystyk, czy ludziska czytają zwykle tylko ostatnie wpisy, czy szukają w archiwach czegoś, co ich "ruszy"?

    OdpowiedzUsuń
  17. Nawet nie tyle o komentarze mi chodziło, ale o mierną zawartość wielu blogów, które mimo to są czytane przez tysiące czytelników. Zastanawia mnie ten fenomen.
    Jeśli chodzi o czytelnictwo, to jednak tylko ostatnie wpisy się czyta. Jesteś pięknym wyjątkiem, sięgając głębiej ;-) Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń