czwartek, 7 lutego 2013

Bangkok - mekka transseksualistów?

W związku z całym zamieszaniem wokół płci posłanki Grodzkiej, przeczytawszy, że zmieniła ją z męskiej na żeńską w 2008 roku w Bangkoku, przypomniały mi się pewne obserwacje, dokonane podczas podróży w 2007/2008 roku do Tajlandii.

Po objeździe tego kraju „wylądowaliśmy” pod Bangkokiem na słynnej (nie wiem, z czego…) plaży Pattaya. Niestety, nie był to nasz wybór, lecz program biura podróży, które tę wycieczkę organizowało. Kilkudniowy pobyt w tym miejscu był dla nas prawdziwym koszmarem, bo Pattaya nie jest dla takich podróżników jak ja i mój mąż. Nie dość, że jest to przyrodniczo najbrzydszy fragment wybrzeża, plaże są tam nieciekawe,  w morzu nie ma żadnych fajnych stworzeń (mąż snoorkuje dużo), a molochy hotelowe przesłaniają wszelkie widoki, to jeszcze jest to skupisko podejrzanych lokali, w których tak zwani sex-turyści szukają przygód. I je znajdują! (na zdj. poniżej fragment Pattaya nocą)



Pierwszym szokiem dla nas był wieczór w innej niż hotelowa restauracji, do której wpadliśmy na kolację. Obsługiwała nas pani (pan?) w bardzo dojrzałym wieku, mówiąca (y) grubym głosem Amandy Lear. No, była dosłownie w urodowym typie posłanki Grodzkiej. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że w Pattaya można na każdym kroku spotkać transseksualistów, pracujących  w barach, restauracjach, obsługujących turystów, a także pewnie świadczących różne usługi w sex shopach i peep show’ach, które wieczorami kusiły neonami i darmowymi drinkami (podejrzewam tylko, bo nie chodziliśmy tam).

W dzień na ulicach tego całego „kurortu” spotykaliśmy nieziemsko piękne istoty, poruszające się jak baletnice na wysokich szpilkach, kręcące tyłeczkami, z długimi do kolan brokatowymi rzęsami, kokietujące włosami, za którymi gwizdano i cmokano z uznaniem. Jednak nam nie do końca wydawały się kobietami… (na zdj. po prawej dwa - dwie osobniczki transseksualne).

Wreszcie trafiliśmy na reklamę wielkiego show – Alcazar, rewii w iście amerykańskim stylu, która dawała wieczorem dwa występy w swoim teatrze. Kupiliśmy bilety. Cóż to był za spektakl! Składający się z kilku części występ taneczno-wokalny zachwycił nas. Piękne kobiety (naprawdę, spokojnie mogły startować w wyborach miss świata), w pięknych strojach, śpiewające z playbacku - nieważne. Siedzieliśmy w pierwszym rzędzie, więc mogliśmy z czasem jednak zauważyć, że główne solistki (byli na scenie też mężczyźni) – są jeszcze ok., ale niektóre statystki… Ojoj, tej się sypał wąsik, ta była po męsku zbyt wąska w biodrach lub miała za wielkie dłonie… Cóż, było tam kilku artystów, którzy jakby zatrzymali się w pół drogi między jedną a drugą płcią…

Po wyjściu z przedstawienia można było sobie zrobić zdjęcia z solistkami, a nasz przewodnik ze śmiechem potwierdził, że obsada tego show jest w 100%  męska…

(na zdj. z lewej fragment show)

Nie wiem, dlaczego akurat Tajowie specjalizują się w operacjach zmiany płci, bo są to z pewnością skomplikowane, kosztowne i wieloletnie zabiegi. Proces im wcześniej zaczęty, tym lepszy daje efekt. Wiele osób z pewnością robi to zdesperacji, by ratować domowy budżet (tylko jak je stać na taki zabieg?). Wygląda też na to, że wielu transseksualistów (bo aż trudno uwierzyć, by wszyscy byli Tajami!) znalazło pod Bangkokiem swój nowy dom. Niektórzy zajmują się pracą na najniższym poziomie tej swoistej społeczności - prostytuują się w sprawnej machinie tajskiej sex-turystyki. Inni zostają gwiazdami show, co zresztą  nie wyklucza sprzedawania swego nowego ciała…

Tym bardziej zadziwiająca jest historia posłanki Grodzkiej, która dokonała transformacji w mocno zaawansowanym wieku (i sytuacji rodzinnej), oraz miała odwagę rozpocząć życie publiczne, zostając politykiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz