piątek, 8 lutego 2013

Pasażer na kolanach

Powrotna podróż z wakacji może się, wbrew pozorom, okazać całkiem ekscytująca...

Zniechęcona siedziałam na walizce w holu dworca PKP w Olsztynie. Właśnie do mnie dotarło, że kończą się moje cudowne wakacje u najwspanialszej z ciotek (najmłodszej siostry ojca), która zaimponowała mi naprawdę wieloma umiejętnościami. Ciotka Alicja umie bowiem kierować motorówką jak Pan Samochodzik swoim Ferrari, gra w kosza jak sam Mateusz Zieliński, pysznie gotuje i rozumie młodzież jak nikt inny. Przeżyłam z nią kilka niesamowitych przygód: burzę na samym środku jeziora, pościg za kłusownikami ryb, podglądanie kormoranów przez lornetkę, piknik na leśnej polanie. Poza tym ciotka Alicja ma dwa inteligentne psy – Shermana i Yukatana oraz jeszcze mądrzejszego kota Kazika, mieszka sobie wygodnie w fajowym domu nad brzegiem jeziora (w samym Olsztynie jest aż kilka jezior!), bez przerwy robi grille dla połowy dzielnicy i umie się bawić. To raczej rzadka cecha u dorosłych...

 

Ale wszystko co dobre, szybko się kończy. Po dwóch tygodniach szalonych imprez nadszedł dla mnie czas powrotu do domu. Wakacje nie trwają wiecznie. I w tym chyba tkwi ich urok...

-        Nad czym tak dumasz, młoda kobieto? – zapytał Jarek, wracając właśnie z wielką porcją lodów dla mnie.

-        Smutno mi, że muszę jechać. Wcale nie chcę wracać do szarej rzeczywistości, zwłaszcza, że początek szkoły tuż tuż! – powiedziałam po prostu. Jarek to wspaniały kumpel, nota bene poznany dzięki cioteczce Alicji. To jej sąsiad.

-        Szkoła? To cudownie! Nie ma nic fajniejszego od szkoły, słowo daję! – kpi, czy o drogę pyta?

-        Chcesz powiedzieć, że nie możesz się wprost doczekać września?

-        No jasne! – powiedział i mrugnął do mnie porozumiewawczo. Wiedziałam, że żartuje.

Z megafonu zaczęli zapowiadać mój pociąg.

-        Wiesz co, jak pociąg wjedzie na peron, poczekasz chwilą, a ja pójdę z walizką poszukać ci miejsca w przedziale. Nie powinno być tłoku, ale kto wie?

-        Zgoda.

 

Po pięciu minutach siedziałam przy oknie w przedziale. Oprócz mnie była tu jeszcze tylko jakaś starsza pani. Rzeczywiście, nie było wielkiego tłoku, Jarek znalazł mi dobre miejsce.

-        Idź już, nie cierpię scen pożegnań. Z Alicją też pożegnałam się w domu – powiedziałam do Jarka.

-        Jak wolisz. No, to miłej podróży i do zobaczenia za rok. Mam  nadzieję, że przyjedziesz w przyszłe wakacje?

-        No jasne, chyba w to nie wątpisz? Gdzie nauczyłabym się wędkowania i gdzie znalazłabym tak cierpliwego nauczyciela jak ty? – zapytałam dając mu koleżeńskiego buziaka w policzek.

 

Pomachał mi ręką z peronu i tyle widziałam moją wakacyjną przyjaźń. Usiadłam wygodnie i zauważyłam, że w międzyczasie starsza pani położyła się na swojej ławce, zajmując jednocześnie cztery miejsca. To dziwne, że chciała już spać, bo pora nie była jeszcze bardzo późna, dochodziła zaledwie dwudziesta pierwsza. Ale niektórzy ludzie tak mają, ledwie pociąg ruszy, już śpią. „Żeby tylko nie chrapała” – pomyślałam sobie egoistycznie, pani bowiem wyglądała na typ hipopotamowaty. A typ ten chrapie jak stado hebli jeżdżących po pumeksie. Pociąg  właśnie ruszał, gdy do przedziału wszedł jeszcze jeden pasażer. Spojrzał na zajęta ławkę i usiadł na mojej, przy samych drzwiach. Nie zdążyłam mu się przyjrzeć, bo skulił się w kącie, nakrył wiatrówką i chyba wpadł w ramiona Orfeusza (czy nie tak ciotka Alicja mówi o śpiących?). „Co za senne towarzystwo, wygląda na zaraźliwe” - pomyślałam. Ja, żeby nie wiem co, nie mam zwyczaju kłaść się w pociągach, najwyżej ucinam sobie drzemkę na siedząco. Przymknęłam oczy. Po kwadransie poczułam jakiś ruch. Wyjrzałam ostrożnie zza rzęs. Chłopak, upewniwszy się, że ja się nie kładę, położył się na naszej ławce, ale z głową tuż przy moim udzie, odzianym w podróżne dżinsy. Jeden kosmyk blond włosów ułożył mi się na nodze. „Ładne ma włosy, takie gęste” – pomyślałam, żałując, ze w przedziale jest coraz ciemniej. Nie będę mogła go obserwować. Prawdę mówiąc w ogóle niewiele mogłam wskórać. Ani poczytać, ani pogadać ze współpasażerami. Jedyne wyjście, to tak jak oni – pogrążyć się w drzemce...

 

Chyba mi się udało, bo obudziło mnie dziwne uczucie dyskomfortu. W przedziale było zupełnie ciemno. Starsza pani jednak nie chrapała, więc to nie o to chodziło. Poczułam jakiś dziwny ciężar na moich kolanach. Głowa! Czyjaś głowa tu leżała! Ten chłopak położył sobie głowę na moich kolanach! I co teraz? Strącić ją, zrzucić? Czy on śpi, czy udaje, co to wszystko znaczy? Najgorsze, że zupełnie mnie zaskoczył. Nie wiedziałam, jak mam się zachować. Zrobić awanturę, czy dyskretnie sprawę załatwić i puścić w niepamięć ten nietakt. Właśnie mijaliśmy jakieś miasto. Migające coraz gęściej latarnie rzucały nieco światła na tę zagmatwaną towarzysko sytuację. Chłopak miał zamknięte oczy. Wyglądał na pogrążonego we śnie. Świadczyć miała o tym również ręka, bezwładnie zwisająca z ławki i sięgająca aż podłogi. Nadal nie byłam pewna, czy powinnam go brutalnie zbudzić, czy pozwolić mu smacznie spać. Jego głowa na moich kolanach zaczęła wzbudzać we mnie pozytywne wibracje. Ogarnęła mnie... chyba czułość! I leciutkie podniecenie, takie motyle w brzuchu... Gdy pociąg stanął na dobrze oświetlonym dworcu (to był chyba Toruń) przyjrzałam się jego twarzy. Była... śliczna. Długie rzęsy kładły się cieniem na policzkach. Poruszył się lekko, uśmiechając przez sen. Do mnie, czy do snu? Chciałabym to wiedzieć! Pociąg znowu ruszył, szarpiąc nieco i chłopak zupełnie nieoczekiwanie otworzył oczy. Spojrzeliśmy na siebie i w jednej sekundzie zrozumiałam, że on naprawdę... spał. Zerwał się jak oparzony.

-        Strasznie, naprawdę bardzo panią przepraszam! Tak mi głupio! Mogę się jedynie usprawiedliwić tym, że byłem bardzo zmęczony. Może mi się coś śniło? Nie wiem, dlaczego położyłem głowę na cudzych kolanach! Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło!

-        Nic takiego się nie stało, w końcu nawet nie zdążyłam zareagować, bo tyle co sama się obudziłam – skłamałam speszona. Też głupio było mi się przyznać, że ta głowa na kolanach w rezultacie nie była ciężarem…

-        Chyba nie powinienem zasypiać, bo jeszcze raz stracę kontrolę i będzie mi jeszcze bardziej głupio, o ile to jest możliwe... Co tu zrobić, jak zatrzeć złe wrażenie? – zastanawiał się na głos. - Może pójdziemy do Warsu na herbatkę?

-        Czemu nie? – odpowiedziałam. Właściwie odechciało mi się spać. - Zostawimy starszą panią na straży naszych bagaży?

-        Do następnej stacji jest chyba spory kawałek, w końcu to ekspres. Zdążymy wrócić, żeby się pani nie niepokoiła o bagaże. Nie jestem do końca przekonany, czy możemy polegać na śpiącej współpasażerce.

-        Wiesz co? Może mówmy sobie na ty? W końcu spałeś na moich kolanach, nie jesteśmy już sobie obcy... – zaproponowałam śmiało.

-        Mam na imię Artur.

-        A ja Ewa.

-        Teraz już jako starzy znajomi możemy bez obaw udać się do Warsu!

 

Po kwadransie wiedziałam o Arturze dużo. Gdzie się uczy (w L.O), skąd wraca (no z Mazur, a skąd?), dokąd jedzie (dokładnie tam, gdzie ja!), jakie ma hobby (sport i kino) oraz czy ma dziewczynę (hurra! Nie ma!). Wypytałam go też o gusta muzyczne i literackie, a co! Sama nie zdradzałam zbyt wiele informacji o sobie, bo w końcu fakt, że spał na moich kolanach nie upoważniał go jeszcze do poznania wszystkich moich sekretów! Miło nam się gawędziło. Do tego stopnia, że nie wiadomo kiedy dotarliśmy na miejsce. Kiedy wysiedliśmy z pociągu, była pierwsza w nocy. Bałam się, że tak miło rozpoczęta przygoda skończy się w tym samym momencie, w którym się zaczęła – i odjedzie wraz z pociągiem w siną dal.

-        Czy chcesz, żebym cię odprowadził?

-        Przecież mieszkasz na drugim końcu miasta!

-        Nie wyobrażasz sobie chyba, że zostawię cię na pastwę losu w środku nocy? Łączy nas intymna więź, a ty chcesz tak po prostu zniknąć? – stwierdził z szelmowskim uśmiechem…

-        Nie chcę znikać, ale przecież mogę wziąć sobie taksówkę!

-        To nierozsądne, taksówkarze są różni. Lepiej nie kusić losu. Skoro się w tak nietypowych okolicznościach napatoczyłem, znaczy, że tak miało być. Patron kolei pewnie czuwał nad nami...

-        Ciekawe, który to? No dobrze, bodygardzie! Jedziemy razem taksówką, ty mnie podrzucasz i jedziesz dalej, a ja rewanżuję ci się jutro naprawdę kolosalnymi lodami!

 

Kiedy niedługo potem kładłam się spać naszła mnie miła refleksja: wakacje się wprawdzie kończą, ale mój początek szkoły zapowiada się inaczej, niż zwykle. Coś mi się wydaje, że przeżyję wakacyjną miłość... we wrześniu!

 

Tekst: Beata Łukasiewicz

 

P.s. Czytam właśnie „50 twarzy Greya” i to chyba dlatego zauważyłam w tym opowiadaniu (napisanym w 2000 r.) jakiś taki Greyowy klimacik… Mrugnięcie okiem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz