środa, 20 lutego 2013

Pidżam party

Joanna po rozstaniu z  Pawłem nie może dojść do siebie. Nawet nie chce się bawić w sylwestrową noc, woli zostać w domu. Na szczęście pojawia się niespodziewany gość i party w piżamach zaczyna się na dobre...

 

6 grudnia

Zerwaliśmy. To znaczy, nie wiem dokładnie, kiedy i jak to się stało, ale Paweł nie odzywa się do mnie od 5 dni. Nie dzwoni, nawet nie widzieliśmy się. Jak też nie dzwonię, bo po co? Gdyby mnie chciał zobaczyć, na pewno umówilibyśmy się. Jeśli nie chce nawet ze mną rozmawiać, ma swoje powody. Jestem dla niego na tyle nieważna, że nie raczy nawet powiedzieć tych nienawistnych słów: „może lepiej zostańmy przyjaciółmi”. Co zatem mogłabym usłyszeć przez telefon? Głupie wykręty? I tak wszystko jest dla mnie jasne. Od „Andrzejek” zaczął się interesować Luizą. Wyraźnie mu się podobała, tańczył z nią pół wieczoru i udawał, że nie wie, o co mi chodzi, gdy robiłam mu delikatne wymówki w kuchni. Nie cierpię takich facetów! Po trzech miesiącach cudownej znajomości traktować mnie jak obcą osobę, która nie zasługuje nawet na kilka normalnych, przyjacielskich słów??? A tyle ze sobą przeżyliśmy! To jest po męsku podłe. Tchórz! Szkoda pisać. Jest mi źle. Chyba jednak nadal go kocham.

 

10 grudnia

Alicja widziała go dzisiaj z daleka. Z Luizą, oczywiście. Nie muszę szukać więc lepszego potwierdzenia moich podejrzeń. Ale świnia! Wróciłam ze szkoły prosto do domu i ryczałam przez dwie godziny. Zamoczyłam sobie narzutę na łóżku.

 

12 grudnia

Wszyscy wkoło zaczynają pomału gadać o sylwestrze, że niby milenium, wyjątkowy, koniec tysiąclecia, więc trzeba oryginalnie. Ja i tak nie mam na nic ochoty. Na żadną zabawę, imprezę. Jestem w depresji i mam do tego prawo! Alicja rzuciła kilka propozycji, ale powiedziałam, że będę w noc sylwestrową siedzieć w domu i że będzie to najoryginalniejszy sposób spędzenia końca tysiąclecia. Bo nigdy jeszcze nie siedziałam przed telewizorem w Sylwka! Popatrzyła na mnie z troską. Ona i tak nie rozumie mojej rozpaczy. Człowiek jest istotą nieskończenie samotną.

 

14 grudnia

Nawet pisać codziennie mi się nie chce, mój dzienniczku, bo nic, dosłownie nic się nie dzieje. Alicja donosi wprawdzie, że jakiś Jacek z równoległej klasy wpatruje się we mnie na przerwach jak nawiedzony miłosnym amokiem, ale co mnie to obchodzi? Może podoba mu się pryszcz na moim nosie? Nie ufam facetom, nie wierzę im. Niech spada. Plan samotnego sylwestra nadal podtrzymany. Wieczorem był jakiś głuchy telefon. Może to Paweł?

 

19 grudnia

Perspektywa krótkich ferii świątecznych przeraża mnie. Będę przez to miała więcej czasu na myślenie o moim nieszczęściu, rozpaczy i samotności. Alicja twierdzi, że całkiem zamknęłam się w sobie, nosa nie wychylam z domu. Nigdzie nie chodzę, nie interesuję się niczym. To prawda. Ale jakoś nie mam nastroju do towarzyskich rozrywek. Czy to może dziwić? Chcę wspominać i zalewać się łzami. Przeczytałam gdzieś taki cytat – „Jeżeli płaczesz, twoje życie ma jeszcze jakiś sens”. W ogóle dużo czytam ostatnio...

 

24 grudnia WIGILIA

Cóż, piszę te słowa późno w nocy, po obfitej kolacji wigilijnej. Dostałam śliczny prezent pod choinkę – torebkę z czarnej satyny, o której jeszcze niedawno marzyłam. Jaki człowiek jest głupi, marzy o takich bezwartościowych rzeczach, a nie docenia uczuć, gdy je ma. No więc nie cieszy mnie ta torebka. Mamie było chyba przykro, bo nie umiałam wykrzesać z siebie dość entuzjazmu. Jestem niewdzięczna. I bez życia. Z drugiej strony, to skandal, by nieważny już, skasowany facet tak wpływał na moje nastroje! Muszę wziąć się w garść. Może w nowym roku?

 

27 grudnia

Coraz goręcej. Wszyscy biegają jak szaleni, kupują lub szyją ostatnie kreacje i w ogóle. Ja mam przynajmniej spokój. Alicja zaniechała już namawiania mnie na zabawę. Widzi, że nic z tego nie wyjdzie. Prześpię tego Sylwestra i Nowy Rok za jednym zamachem. I już. O co tyle zamieszania? O jedną głupią, długą noc?

 

28 grudnia

Rodzice wydają się zaniepokojeni moim stanem psychicznym. Że niby będę siedzieć w domu w sylwestra. Trudno im dogodzić, zawsze musiałam staczać boje o ich pozwolenie, a teraz z kolei najchętniej by mnie gdzieś wysłali. Ci dorośli są naprawdę nieprzewidywalni. Dzisiaj znowu był głuchy telefon. To chyba jednak nie Paweł, bo po co by tak dzwonił, żeby mnie usłyszeć? Nie, to ktoś inny, albo pomyłka.

 

30 grudnia

Alicja znowu wyskoczyła z tym Jackiem. Czy ona się zajęła zawodowo swataniem? Nie znam faceta i nie chcę poznać! Nawet nie słuchałam, co ona do mnie mówi. Dotarło do mnie tylko ostatnie zdanie: Nie możesz ciągle wspominać Pawła, dziewczyno, trzeba się otrząsnąć. Aha! Otrząsnąć się z największej miłości mojego życia? Chętnie. Tylko jak? Może ogłoszę konkurs albo wywieszę ogłoszenie w bramach: „Poszukiwany Wielki Wstrząs, który ruszy mnie z marazmu i rozpaczy”.

 

31 grudnia

Alicja udowodniła swoją desperację. Wystrojona jak księżniczka na ziarnku grochu przyszła do mnie wieczorem i oznajmiła, że zabiera mnie ze sobą na bal. „A wpuszczają Kopciuszków?” – zapytałam i popukałam się w głowę. Moje pytanie wcale nie było nieuzasadnione. Ubrana byłam w domowy dres, a moje włosy były w lekkim nieładzie. Nie wyglądało to najwyraźniej na sylwestrową kreację, bo Alicja się poddała. Postanowiła spędzić ze mną wieczór, w moim domu, przed telewizorem. Musiałam się drugi raz popukać i prawie siłą wypchnęłam ją na tę imprezę, na którą się tak perfekcyjnie przygotowała. U mnie i tak by siedziała jak na rozżarzonych węglach. Dobra z niej przyjaciółka, naprawdę się starała!

Jest teraz 22.00 i jestem wreszcie sama. Rodzice wyszli jeszcze przed 20-tą. Tylko ciebie mam, mój dzienniczku. W tv nie ma nic do oglądania. Zewsząd dochodzą straszne hałasy, muzyka, tupoty, brzęk naczyń i śpiewy. Ludzie najwyraźniej bawią się na całego w domach, na prywatkach. Jakby świat miał się jutro skończyć. Nie, nie jest mi żal. Nie wiem nawet, czy jest sens czekać na 24.00, może pójdę wcześniej spać?

 

1 stycznia

No i poszłam. Przebrałam się w koszulę nocną. Nie bardzo miałam jak zasnąć, bo za wszystkimi sześcioma ścianami był ciągły gwar i śmiechy. Przewracałam się z boku na bok, gdy nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Myślałam, że mi się śni, lecz natarczywie brzmiał dalej. Kto to może być? Zawiani sąsiedzi? Wykatapultowałam się z łóżka i nie patrząc nawet na zegar podeszłam do drzwi. W wizjerze widziałam tylko ogromny bukiet kwiatów. „Kto tam?” – zapytałam. „Jacek” – padło zza drzwi. Jaki Jacek? „To chyba jakaś pomyłka, nie znam żadnego Jacka!” „Właśnie chciałem się z tobą poznać, Joanno...” Ktoś chce mnie poznać? Czy ja występuję w jakiejś bajce? Przez moment poczułam się nierzeczywiście. Ale skoro zna moje imię, znaczy - swój. Otworzyłam. Nie wiem, co on we mnie zobaczył, ale na pewno nie był to bajkowy widok. Prędzej scena z Kopciuszkiem w kuchni, tuż przed dzieleniem ziarenek. Nie dał jednak po sobie znać, że jest zaskoczony moim nocnym strojem. Zapytałam go, czy jest tym Jackiem z III d. To był właśnie ON, ten mój rzekomy wielbiciel, o którym donosiła mi ostatnio Alicja. Zaprosiłam go do środka i wcale nie czułam się speszona moją bawełnianą koszulą w żółte misie puchatki. Sam sobie winien, po co przychodzi w nocy? Myślę, że zapunktował u mnie w pierwszych pięciu minutach. Popatrzył bowiem na mnie i zapytał, czy nie mam jakiejś męskiej piżamy dla niego, zamierza tu bowiem spędzić jakąś godzinkę i chciałby dopasować strój do stroju gospodyni. Nie wiem, skąd wziął się ten mój luz, chyba z tego, że mi na nim kompletnie nie zależało. Pogrzebałam w szafie taty i wyjęłam obszerny szlafrok z frotki. Jacek się w niego zawinął i od tej pory tworzyliśmy zgrany, odzieżowy duet. Mój gość wyznał, że był na tej imprezie, na którą trafiła Alicja. Poszedł na nią tylko dlatego, że wierzył, iż będę tam również ja. Kiedy Alicja pojawiła się sama, zapytał o powód. Moja przyjaciółka  powiedziała mu prawdę: że zamierzam powitać nowy rok w towarzystwie telewizora. Jacek postanowił nie dopuścić do tego, bym spędziła ten wyjątkowy przecież wieczór w tak nieciekawym i nielicznym gronie. Wziął od niej adres i siedzi teraz ze mną, w szlafroku mojego taty, w moim pokoju, pije herbatę tropikalną i słucha muzyki z radia.

Senność całkiem mi minęła, bo Jacek okazał się gościem bardzo zabawnym i subtelnym. Żadnych aluzji, nacisków, pytań. Dochodziła dwunasta, gdy udało mu się doprowadzić mnie do łez, ale ze śmiechu. Wznieśliśmy toast za przyszłość. Popatrzył mi poważnie w oczy i życzył odwzajemnionej miłości. Każdym słowem udowadniał, że zna moje potrzeby i wie o mnie sporo. To miło, być obiektem tak dla kogoś interesującym...

 

2 stycznia

Widziałam się z Jackiem jeszcze wczoraj po południu (poszliśmy na fajny film, komedię) i dzisiaj także. Nie, kochany, dzienniczku, to nie jest jeszcze miłość, bo moje serce na razie nosi bandaże i nie może się wysilać. Ale Jacek jest wspaniałym materiałem na przyjaciela. To najlepsza wróżba na ten nowy, wyjątkowy rok w nowym tysiącleciu...

 

Tekst: Beata Łukasiewicz, (zdj. luxlux.pl)

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz