niedziela, 17 lutego 2013

Trzy świąteczne życzenia


Ula, przyjaciółka Agaty, z powodu wyjazdu na święta do rodziny zostawia jej pod opieką złotą rybkę w akwarium. Agata zaczyna wierzyć, że rybka spełni jej życzenia...


-       Agata? – w słuchawce zadźwięczał głos Ulki. – Dzwonię do ciebie, bo właśnie zapadła rodzinna decyzja. Na czas naszego świątecznego wyjazdu do babci w Bieszczady, czyli na jakieś 10 dni powierzamy ci Dominika! – oznajmiła moja przyjaciółka przez telefon.
-        Dominik to przecież ta twoja stuknięta, pomarańczowa rybka! – odparłam nieco przerażona, nie lubię bowiem być za kogoś odpowiedzialna. „A jak zapomnę go nakarmić? Poza tym ten Dominiczek to rybol z temperamentem, prawdziwy diabeł w rybiej łusce! Na szczęście samo akwarium jest szklaną kulą wielkości dyni. Gdzieś je zawsze zmieszczę...” – myślałam sobie.
-        Pomyliłaś! Dominik nie jest pomarańczową, tylko złotą rybką! Naprawdę. Nazywa się karaś karaś czy jakoś tak. W zoologu ma taką handlową nazwę: złota rybka i już. Uciesz się, proszę! Zbliża się Wigilia, zwierzyna będzie gadała po ludzku, a Dominik spełnił już kiedyś moje życzenie. Zgódź się, no? Nie weźmiemy go przecież ze sobą do pociągu, a zdechnie z głodu sam przez te 10 dni świąt i ferii.
-        Trudno, skoro zadecydowaliście za mnie... A co do spełniania życzeń, wiem przecież, że pod tym względem twój wieloryb jest dość niebezpieczny czy też nawet złośliwy. Przypominam sobie, że gdy spełnił wreszcie to twoje życzenie, nie byłaś taka szczęśliwa...
-        Och, wypadek przy pracy. Każdej rybce może się zdarzyć! – beztrosko odparowała Ula. Sama jednak pamiętam, jaka była wściekła. Jej życzeniem było kiedyś poznanie Wojtka z IV c w jakiś „wypadkowy” sposób. Truła o tym Dominikowi i truła. W końcu jej chyba wysłuchał, bo tak też się stało. Poznała Wojtka bardzo wypadkowo... Potknęła się na schodach, przenosząc kwiat w doniczce z gabinetu biologii do gabinetu ekologii. „Złapała zająca”, a cała ziemia z roślinką wysypała się... akurat Wojtkowi na buty. Ofiara miała mordercze błyski w oczach, a Ula bezpowrotnie straciła szansę na podryw, bo na jej widok facet zwiewał, w obawie kolejnego kataklizmu...
-        To kiedy mi podrzucisz Dominika? – wróciłam do rzeczywistości.
-        Za chwilę będziemy u ciebie! Już go spakowałam! -  ciekawe, co ta wariatka wzięła dla niego. Kołderkę? Smycz?

Szklana kula stanęła na parapecie okna w moim pokoju. Jest zima, więc nie grozi Dominikowi ugotowanie w promieniach słońca. Kiedy Ulka wreszcie sobie poszła, rzucając ostatnie, tęskne spojrzenia Dominiczkowi, miałam czas przyjrzeć się dokładniej rybce. Kula wypełniona wodą zabawnie ją chwilami powiększała do naprawdę wielorybich rozmiarów. Dominik był bardzo ożywiony, pływał raźno w kółko akwarium i ruszał śmiesznie swoim ślicznym, pomarańczowym pyszczkiem.
-        Jak myślisz, chyba nam nie będzie źle we dwoje? – zapytałam rybki. - Może się nawet zaprzyjaźnimy? - Dominik machnął potakująco ogonkiem. Swoją drogą chwilami naprawdę widać było złoto połyskujące łuski na jego brzuszku! – Ty naprawdę jesteś złotą rybką... – powiedziałam do kuli, zamyślając się nad nowymi możliwościami. Postanowiłam, że najpierw będę się dobrze z Dominikiem przez trzy dni obchodzić i dopiero wtedy wypowiem pierwsze życzenie. Jakieś niewielkie, tak na próbę, by go nie zniechęcić.

Dzień próby nadszedł we czwartek. Wypadała mi ostatnia w tym roku (potem przecież święta i Sylwester) wizyta u dentysty. Jejku, jak ja się tego boję! Podeszłam do szklanej kuli i powiedziałam powoli, patrząc rybce prosto w pyszczek:
-        Dominiku, spraw, by dentystka nie przyszła dzisiaj do pracy! – było to chyba najgłupsze z możliwych życzeń, bo co to da moim zębom? Kompletnie nic. Ale jakoś nie miałam nastroju na siedzenie w fotelu tortur, więc pomyślałam, że ta próba może być odpowiednia na rozgrzewkę. Dla Dominika, oczywiście! Wyszłam z domu zaciekawiona do granic możliwości. Czy Dominik spełni to maleńkie, takie tam tycie życzenie?
W poczekalni było pustawo. Jakiś chłopak siedział w kącie, chyba równie jak ja, przerażony.
-        Przepraszam, czy pan jest umówiony na 18.00? – zapytałam dla porządku.
-        Nie, właściwie byłem zapisany na 17.30, ale pani doktor jeszcze nie przyszła. 
O rany!!! Dominiku!!! Dzięki, dzięki, dzięki!!! Ale postanowiłam chłopaka jeszcze wypytać: 
- Jak to, nie ma nikogo w gabinecie?
-        Nie, ani dentystki ani innych pacjentów. Teraz dopiero pani weszła, bo od pół godziny siedzę sam.
-        I nie stchórzył pan? – jaki tam z niego pan! To chłopak, chyba nawet w moim wieku. Dopiero, gdy wychylił się z kąta mogłam mu się lepiej przyjrzeć.
-        Prawdę mówiąc nie wiem, co mnie tu trzyma. Miałem wprawdzie cichą nadzieję, że pani doktor nie przyjdzie, bo przed świętami wszyscy biegają za karpiem, choinką, albo w ogóle sprzątają, gotują i tak dalej, a nie leczą zęby.
-        To zamiast z czystym sumieniem uciec, siedzisz tu jak przyklejony! – Sama przeszłam z nim na ty, bo to głupio tak „panować” towarzyszowi niedoli.
-        Mówię ci, że sam nie wiem, dlaczego!
A mnie nagle olśniło!
-        Wiesz, to przeze mnie! – oznajmiłam pewnym głosem.
-        Przez ciebie? Przecież dopiero przed chwilą dowiedziałem się, że w ogóle istniejesz!
-        No tak, ale ja od trzech dni mam złotą rybkę i właśnie dzisiaj dałam jej takie zadanie, żeby pani doktor nie przyszła do pracy.
-        No to ci się udało.
-        To nie mi. Dominik to dla mnie załatwił.
-        Domyślam się, że Dominik to ta ryba-cudotwórca, ha, ha! – Ładnie wyglądał z tym kpiącym uśmiechem na ustach.
-        Żebyś wiedział!
-        W życiu nie słyszałem o złotej rybce, no oprócz bajki...
-        Złotą rybkę kupuje się w sklepie zoologicznym!
-        Co ty powiesz? A ile karatów ma złoto? 14, 18, czy 24? I pewnie kosztuje fortunę? – czemu on ze mnie kpi?
-        Nie wiem, dlaczego jesteś taki złośliwy, skoro rybka ciebie również wyratowała z fotela dentystycznego. Zamiast drwić mógłbyś to uczcić.
-        Jak na przykład?
-        Ja na pewno jeszcze dzisiaj zjem coś bardzo niezdrowego na zęby. I pójdę do zoologa po superpokarm dla Dominika. O, muszę się chyba pospieszyć, jeśli sklep jest czynny do 19.00 to zdążę!
-        Poczekaj, pójdę z tobą. Tu i tak nie ma na co czekać. Zobaczę, ile takie pływające cacko może kosztować. Bo jeśli każda kupiona w  zoologu złota rybka spełnia życzenia, to miałbym kilka zleceń dla niej...
W sklepie był niezły tłok. Wszyscy kupowali rybki???
-        Ludzie, na Wigilię to się kupuje karpie! – powiedział donośnie mój nowy kumpel o imieniu Rafał (jak się dowiedziałam w drodze do zoologa). – Przecież tu nie będzie nawet co obgryzać! – kontynuował, pukając palcem w akwaria, aż musiałam go szturchnąć. – Które to są te złote? – zapytał, ściszając głos. Pokazałam mu.
-        Nawet ładne. – stwierdził. I po chwili: - Wiesz, biorę tę pomarańczową!
-        Żartujesz?
-        Jestem poważny jak puszka sardynek na Saharze. To życiowa decyzja. Będzie miała na imię... Agata!
-        Jak możesz?
-        Przecież to śliczne imię... – powiedział i spojrzał na mnie tak jakoś... miękko.
A ja zaczęłam podejrzewać, że Dominik ma zdolności telepatyczne. Jak inaczej mógłby odgadywać moje życzenia na odległość?
-        I poproszę dwa kilo najlepszej karmy dla złotych rybek! – powiedział Rafał do sprzedawcy, który pakował mu Agatę do woreczka z wodą. – Stawiam kilo karmy twojemu Dominikowi!
-        Dziękuję, w imieniu Dominika. A skąd weźmiesz dzisiaj akwarium? – zapytałam.
-        Nie pomyślałem o tym... – zatroskał się fałszywie Rafał. Fałszywie, bo już po sekundzie powiedział: - A może wyjątkowo Agata przenocuje dzisiaj u Dominika?
-        Czy to aby moralne? – zażartowałam.
-        Zobaczymy! Po drodze kupimy coś niezdrowego na zęby. Może być ciacho? Lubisz sernik, szarlotkę czy może tort czekoladowy? Ja stawiam!
-        Może być sernik na zimno i cola. Kupimy w supermarkecie pod moim domem – powiedziałam.

Nie minęło pół godziny, gdy Dominik i Agata figlowali radośnie w szklanej kuli. Dwa pomarańczowe ogniki wesoło przemieszczały się zgodnym ruchem ogonków. My delektowaliśmy się sernikiem.
Muszę przyznać, że z Dominika jest niezły spryciarz. Za jednym zamachem spełnił tyle życzeń! Ja i Rafał nie wyleczyliśmy wprawdzie zębów, ale spotkałam faceta swoich marzeń... Rafał sprawia wrażenie, jakby chciał akurat poznać kogoś takiego jak ja. No i Dominik załatwił coś dla siebie... Agatkę! W ten sposób wszyscy czworo w ten zimowy wieczór byliśmy zadowoleni z życia. Niech żyją Święta!

Tekst: Beata Łukasiewicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz