czwartek, 10 stycznia 2013

Balowanie na Bali

W 2011 r., w listopadzie obchodziłam 50-te urodziny. Stało się to pretekstem do podroży na (dla mnie przynajmniej) szalenie egzotyczną wyspę Bali - synonim luksusu i luzu. 

Wrażenia na miejscu nie były już tak piękne, wyspa jest wprawdzie ładna, ale nie w taki folderowy sposób i nie tak, jak to sobie wyobrażałam. Najbardziej przeszkadzała mi ogromna nachalność tubylców, którzy oferowali nam często aż do znudzenia różne artykuły lub usługi , i to w sposób znany nam z krajów arabskich. W moim osobistym rankingu "nachalnych handlarzy" przebili nawet Egipcjan.
Teraz, po upływie ponad roku, ta urodzinowa podróż pięknieje w moich wspomnieniach i zaczynam zastanawiać się, o co ja się tak Bali czepiałam? Muszę jeszcze się pochwalić, że naszą podróż we dwoje zorganizowałam całkowicie samodzielnie, nie korzystając z usług żadnego biura podróży: bilety lotnicze zakupiłam przez internet, rezerwacji dokonałam w hotelu poprzez najlepszą stronę, z której często korzystam: booking.com. Nie wymagają żadnych opłat rezerwacyjnych, wszystkie opisy są rzetelne, ze zdjęciami - naprawdę warto tam zajrzeć! 
Przed podróżą przeczytałam (niestety!) książkę Beaty Pawlikowskiej "Poradnik globtrotera", który mnie przeraził, bo na jakieś 400 stron, 350 jest o chorobach, których się można w tropikach nabawić, więc nie polecam - odstrasza od podróżowania. Skutkiem tej lektury były niepotrzebne stresy oraz to, że nie pozwalałam chodzić mężowi boso na plaży (tęgoryjce, wkręcające się przecież przez skórę np. stóp!!), a gdy raz omal nie wpadł na niego nietoperz (mieszkały sobie licznie w naszym hotelu), chciałam go wieźć do szpitala na szczepienie p/wściekliźnie. Z tych samych powodów omijałam szerokim łukiem dzikie psy wałęsające się watahami po plaży (na stronie Sanepidu wyczytałam, że na Bali w ostatnich latach było aż 100 przypadków śmiertelnych z powodu wścieklizny - to naprawdę straszna choroba).
Obawiałam się też wybuchu wulkanu (3 czynne na samej wyspie Bali, nie licząc kilku na pobliskiej Jawie...) i tsunami - ale akurat co do tej ostatniej sprawy uspokoił mnie system ostrzegania, w który zaopatrzona była plaża na wyspie). Na malarię niczego doustnie nie braliśmy, wzięliśmy supermocne repelenty. Szczepiliśmy się 2 miesiące wcześniej na polio, tężec i błonicę. Obowiązkowo też zawsze bierzemy czysty alkohol (wódeczkę, za którą normalnie nie przepadamy) do dezynfekcji (od wewnątrz), co się średnio akurat sprawdziło, ponieważ dostałam po tygodniu biegunki, która trwała 10 dni (przywiozłam ją do domu). Przyczyną było zjedzenie lodów w 5-cio gwiazdkowym hotelu Hyatt... Efekt biegunki mnie jednak zadowolił, bo schudłam 2 kilogramy :-)

Z innych zagrożeń: bałam się, że ktoś podrzuci nam narkotyki do bagażu, więc przypięliśmy do walizek ze sto kłódek. Na lotnisku w Denpasar turystów witają ogromne plakaty z informacją, że za jakąkolwiek ilość narkotyków znalezionych w bagażu grozi śmierć. To nie żarty, to Indonezja.... Na miejscu jednak świetnie sobie radziliśmy, wszystko tu dzieje się dla turystów, więc np. wynajęcie auta z kierowca nie jest trudne, korzystaliśmy też z wycieczek miejscowego biura podróży.

Bali jest jedną z kilku tysięcy wysp Indonezji, państwa muzułmańskiego w Azji Południowo-Wschodniej, ale jej mieszkańcy wyznają hinduizm. Wyspa jest nazywana "Wyspą 1000 świątyń" i daję głowę, że jest ich tam nawet więcej... Są to świątynie hinduistyczne. Domy mieszkalne Balijczyków są skromne, ale przy każdym (także, jeśli jest to hotel, sklep itp.) jest okazała i pięknie rzeźbiona rodzinna świątynia. Ofiary dla bogów są składane kilka razy dziennie - resztki (bo to kwiaty, ryż, kawa, papierosy na małych koszyczkach z liści palmowych) walają się potem na ulicach, które wyjadają psy i kury.

Ponoć muzułmanów jest tylko 10% na wyspie, my jednak mieliśmy szczęście trafić na hotel z jedynym w okolicy meczetem w sąsiedztwie, więc nie omineły nas półgodzinne zaśpiewy o 4 rano...


Moje wrażenia kosmetyczno-relaksacyjne z wyspy zamieściłam w innym poście: "Bali najlepsza wySPA na świecie".






 































1 komentarz:

  1. Fantastycznie tak sobie pojechać na Bali w 50-tkę i też nie wiemy co Ty sie tej Bali czepiałaś, wszak pięknie tam i słonecznie. Nic tylko leniuchować :)
    ps: :) chyba będziesz musiała polubić samolotyyyyy :)
    Pozdrowienia zostawiamy.

    OdpowiedzUsuń