piątek, 22 marca 2013

Flirt komórkowy

Czy zakup telefonu komórkowego może w jakikolwiek sposób zmienić nudne życie nastolatki?

16 marca, sobota
Ledwo otworzyłam oko, przypomniałam sobie, że dziś są moje urodziny. Jakaż ja jestem już stara! 16 lat! Kawał życia poza mną! Została mi już tylko dycha, by zacząć się... jeszcze mocniej starzeć. Obumierają wtedy ponoć jakieś komórki, nie wiem dokładnie jakie i gdzie, ale czytałam w kobiecym piśmie mamci (już nie pamiętam, w którym - wiadomo to skleroza!). Pójdę więc sobie dzisiaj kupić urodzinowo-odmładzajacy prezent: jakiś piekielnie drogi krem do twarzy. Albo, taki na przykład, wzrost? Jeśli chodzi o mój wzrost na pewno przestałam już rosnąć. Udało się 170 cm, ale z takim krasnalstwem nie mogę przecież zostać modelką. Modelka, to ma dopiero życie! Ciuchy, podróże, muzyka (no, na wybiegu), ludzie, aparaty (fotograficzne), telefony (komórkowe), spotkania, sława, wielbiciele kupujący brylanty itp. I emerytura w wieku 30 lat! Eeeeehhh! 
Poranne marzenia (tym razem urodzinowe) przerwał mi, jak zwykle, Gigant. Wpadł do pokoju i wskoczył na moje łóżko, liżąc mnie po twarzy i piszcząc. Właściwie trudno powiedzieć, żeby sznaucer mógł piszczeć. Każdy dźwięk w jego wykonaniu przypomina raczej awaryjne burczenie kanalizacji.
- Gigant! Złaź, nie wstaję, dzisiaj jest sobota! Na pewno nie pójdę z tobą na spacer. Jestem jubilatką i mam zamiar trochę pospać. Idź do Jacka! Albo do Pauliny! – wysyłam psa do rodzeństwa. Przynajmniej jeden poranek mogę się powylegiwać! 
Ale Gigant miał własny patent na spędzenie tego poranka. Położył się przy moim łóżku. Dopiero teraz zauważyłam, że ma zawiązaną wspaniałą kokardę na szyi. Czerwoną!
- Gigant, ty chyba wiedziałeś, że mam dzisiaj urodziny, no przyznaj się? – dopytywałam się zdumiona, patrząc w mądre psie oczy. Może kokardę zawiązała mu mama albo Paulina?
W tym momencie głowę do pokoju wsadził Jacek, mój starszy brat. Jest okropnie ważny, ma 19 lat, przedwąsowe ślady pod nosem i zazwyczaj nie gada z takimi smarkulami jak ja. Był jeszcze w piżamie.
- Aśka, nie wstajesz? Nie chcesz zobaczyć jaki prezent urodzinowy czeka na ciebie?
Niby gdzie jest ten prezent? – zainteresowałam się (szczerze) spod kołdry.
- W dużym pokoju...
-  A od kogo?
- No przecież, że od kochającej rodzinki! – powiedział to jednak tak kpiąco, że uznałam to za żart. Akurat on pamiętałby o moich urodzinach?
- Dobra, zobaczę po śniadaniu. A gdzie rodzice?
- Chyba już wstali.
- Zabierz Giganta, nie zamierzam wychodzić z nim dzisiaj. Możesz się nim zaopiekować?
- Chyba żartujesz? Nigdzie nie idę. Ale dobra! Chodź, Gigant, księżniczka musi włożyć kapcie i założyć perukę... – nie mógł podarować sobie uszczypliwości! Nawet w dniu moich urodzin!

Kiedy tylko zamknęły się za nim drzwi, wyskoczyłam z łóżka jak z katapulty. Prezent! Prezent? Dla mnie? Czeka, może to prawda, prawda! Wciągnęłam dżinsy i w bluzie od piżamy wpadłam do dużego pokoju. Na stole stało średnich rozmiarów pudełko. Na mini telewizor do pokoju (moje ostatnie marzenie) jest ciut za małe, ale za to za duże na podręcznik albo słownik ortograficzny (cóż, moja rodzinka słynie z praktycznych prezentów). Otwierać, nie otwierać? Czekać na ofiarodawców? Może jakaś pompa jest szykowana, przemówienia, toasty? Wątpliwości rozwiała karteczka obok paczki: „dla naszej kochanej jubilatki, z okazji 16 Urodzin – kochająca rodzinka”. Otwieram! Papier ozdobny podarłam z niecierpliwości. Spod niego wynurzyło się pudełko. Hm... co to może... telefon komórkowy?! O rany!! Mocna rzecz, komórka! Jestem wreszcie cywilizowanym człowiekiem, nowoczesną kobietą! Aż usiadłam z wrażenia. Takiego prezentu się nie spodziewałam! Przeglądam wszystko, znajduję następną karteczkę od rodzinki - „żebyśmy wiedzieli zawsze, gdzie jesteś, kochanie!” No tak, można będzie do mnie zadzwonić i powiedzieć np., żebym... kupiła po szkole ziemniaki! Ale co tam, mam telefon, własny! Czy to nie cudowny prezent?

17 marca, niedziela
Cały wczorajszy dzień zszedł mi na zabawie z telefonem. Musiałam sobie go poustawiać, wpisać do książki różne numery no i powysyłać SMS-y do znajomych, z informacją, że jestem stelefonizowana komórkowo i jaki jest na mnie namiar. Niektóre rzeczy były trudne. Poprosiłam Jacka, który ma swój od roku, by nagrał mi powitanie na poczcie głosowej, bo już to przecież robił. Musiałam potem wszystko kasować i sama nagrywać, bo to, co nagrał Jacek brzmiało tak: „Poczta głosowa Aśki jest zepsuta. Mówi jej lodówka. Wiesz co masz robić, gadaj! Spiszę to sobie i przyczepię magnesem na drzwiach. Aśka przeczyta to za trzy dni, bo teraz jest na diecie”. Czy to nie wariat, ten mój brat? W kolejnej próbie nagrania powitania, tym razem mojej, wpadł do pokoju Gigant i jego ujadanie nagrało się na telefonie. Wszystko brzmiało więc mniej więcej tak: „Cześć, hau, hau, tu Aśka. Hau, hau. Wiesz, co masz robić, hau, hau, gdy usłyszysz sygnał hau, hau.” Znowu kasowanko i zabawa od nowa. Wreszcie w desperacji (naprawdę totalnej) nagrałam coś takiego:„Tu aparat zgłoszeniowy 13 posterunku. Masz prawo zachować milczenie. Jednak wszystko, co powiesz zostanie nagrane i może zostać użyte przeciwko tobie”. Oryginalne, nie? Prosto z amerykańskich kryminałów! Byłam z siebie dumna. Jacek zdradził mi jeszcze, że można sobie zainstalować melodyjkę dzwonka – jakiś fajny fragment przeboju (np. Britney Spears albo Backstreet Boysów). Ale nie chciał mi ściągnąć BB (dlaczego faceci nie lubią tego zespołu, niepojęte jest dla mnie), więc mam to, co JEMU się podoba – Mission Impossible! Nic to, jak sama się wszystkiego nauczę, utrę mu nosa! Wybiorę sobie taką melodyjkę, że Jackowi mina zrzednie! Potem pół wieczoru siedziałam przed lustrem z komórką, sprawdzając, czy inteligentnie wyglądam z nią przy uchu i jakie w ogóle robię miny, gdy rozmawiam przez telefon... Bardzo pouczające spostrzeżenia miałam...

18 marca, poniedziałek
Wreszcie poszłam do szkoły, z komórką! Nie wiedziałam wprawdzie, jak trzeba się zachowywać: czy powinnam ją wyłączać na lekcjach i włączać na przerwach, ale... I tak chyba jeszcze niewiele osób będzie do mnie dzwoniło, więc spoko. Zapomniałam też, że muszę nauczyć się PIN-u. Moja kumpela, Agnieszka z wrażenia aż zaniemówiła, gdy pokazałam jej telefon. Ale zaraz zapytała, kto płaci rachunki i tym pytaniem udało jej się zepsuć mi humor. No, bo właściwie to nie wiem? Mam ją opłacać z kieszonkowego?? Chyba impossible, tak jak ta mission. Gdy wracałam ze szkoły autobusem, ktoś do mnie dzwonił. Miałam jednak okazję przekonać się, że dno plecaka to nie jest najlepsze miejsce na telefon. Zanim się do niego dokopałam, złamałam sobie trzy paznokcie, wywaliłam z plecaka połowę rzeczy, a i tak dopadłam komórki, gdy akurat ktoś zrezygnował. Nie ma chyba nic bardziej irytującego, niż nagle umilkły telefon po tym, gdy z narażeniem zdrowia przekopało się torbę by go znaleźć, podpadając w dodatku współpasażerom... Za chwilę sygnał dzwonka się powtórzył, wszyscy w autobusie wlepili we mnie wzrok (ta „Mission Impossible”!), a ja z nonszalancką miną powiedziałam „halo”. To była jednak tylko moja poczta głosowa. Ktoś mi nagrał wiadomość! Niestety, kiedy doszło do miejsca „po sygnale” usłyszałam sapnięcie (chyba wyraz zdumienia?), nie rozpoznałam jednak, czy sapało po damsku czy po męsku. Po tym dźwięku nie było żadnej wiadomości. Czyżby powitanie było zbyt zaskakujące i zbijało z tropu moich rozmówców. No, kto to mógł być? Kto ma mój numer?

19 marca, wtorek
Wczoraj wieczorem doszłam do wniosku, że mam głupią tę odzywkę powitalną i nagrywałam ponownie nowy tekst. Tym razem, gdy ktoś chce się do mnie dodzwonić, może usłyszeć coś takiego: „Nie mogę z tobą rozmawiać, ponieważ mnie porwano. Zostaw swoje imię i numer telefonu oraz sto tysięcy w używanych banknotach”... No, przynajmniej jest krócej. Dzisiaj rano, gdy jechałam do szkoły, znów ktoś do mnie telefonował. Tak przynajmniej myślałam, ale to był nie mój telefon, a stojącego obok mnie chłopaka! Też ma „Mission Impossible”??? Może to jest znajomek mojego brata? Coś tam gadał do aparatu, ale nie mogłam usłyszeć, co, bo autobus bardzo hałasował. Ledwie skończył, zadzwoniło ponownie. On znów złapał za telefon, ale zerknął na wyświetlacz, a potem popatrzył zdumiony wkoło. Aha! To nie jego! Rany, to przecież mój teraz dzwoni! Miałam więc powód, by rzucić na niego okiem (triumfalnie). Powiedziałam cicho „halo” do telefonu. To była Aga:
- Cześć, Aśka! Jedziesz do szkoły?
- Noooo, jestem w autobusie. Skąd dzwonisz?
- Ze swojej komórki...
- Masz telefon?
- Uhm, od wczoraj. – A nic się, szelma nie przyznała, że kupuje! – No, to do zobaczenia w szkole, właśnie wchodzę! – i tyle pogadałyśmy. Trzeba krótko, bo rachunki rosną.

Chłopak z telefonem przysunął się do mnie bliżej.
Masz taką samą melodyjkę, myślałem, że to mój dzwoni.
- Ja też myślałam, że to mój, kiedy dzwonił twój...
- Pierwszy raz słyszę, żeby dziewczyna miała nagraną „Mission Impossisble” zamiast Backstreet Boysów, na przykład!
- Ja też pierwszy raz słyszę, bo melodyjkę nagrywał mi brat.
- Fajnego masz brata!
- Polemizowałabym – ledwie udało mi się powiedzieć takie trudne słowo, dopiero niedawno się go nauczyłam. – Ale jak chcesz, to cię z nim poznam!
- Nie, dzięki, ja zaraz wysiadam.
- Ja też. Chodzisz gdzieś w pobliżu do szkoły?
- Tak, do siódemki.
- O rany, ja też!
- Ja dopiero od dwóch tygodni.
- Ja trochę dłużej... – Jest chyba ode mnie młodszy? Że też nie mogę poznać nigdy prawdziwego, dorosłego mężczyzny! Chociaż ten wyglądał całkiem sympatycznie.
- No to będę miał nową koleżankę w szkole. Jeszcze niewiele osób tu znam.
- Wysiadamy? To nasz przystanek! – Wypadliśmy oboje z autobusu. Ledwie pokonaliśmy kilka metrów w stronę budynku szkoły, zadzwonił telefon. Oboje chwyciliśmy za aparaty i jednocześnie się roześmialiśmy. Tym razem znowu dzwonił mój.
- Aśka? Tu Aga. No, co tak wolno? Z kim ty idziesz do szkoły? Widzę cię z okna!
- Nie interesuj się! – przecież nie będę jej teraz wszystkiego opowiadać!
- Ojej, jaka jesteś sympatyczna. Fajnie wygląda ten men, ale chyba go nie znam. Kto to?
- Dobra, Aga, pogadamy potem. - Rozłączyłam się. Moja przyjaciółka jest niemożliwa. Będzie mnie tu nagabywać telefonicznie!
- Do której chodzisz? – Zagaiłam rozmowę z „misją niemożliwą".
- Do „D”. A ty?
- Do „C”. Dasz mi swój numer telefonu? – Jejku, co mi strzeliło do głowy! j I jaka ja jestem odważna!!!
- Jasne. A w ogóle to mam na imię Marcin.
- Ja jestem Joanna, ale wszyscy mówią do mnie Aśka.
- No i masz fajnego brata. Widzisz, ile o tobie wiem?
- Ale nie znasz jeszcze mojego numeru telefonu...
- To nie problem, możesz podyktować? – zaczął szukać książki telefonicznej w aparacie.
- Tylko nie dzwoń do mnie na lekcji!
- No coś ty, od razu się nagram na poczcie.

20 marca, środa
Ależ ten Marcin to jest numer! Nagrał mi się już wczoraj, wieczorem. „Tu porywacz, proszę nie dzwonić więcej w sprawie okupu. Porwana jest dla mnie bezcenna”. Ciekawie się zapowiada ten flirt telefoniczny, Aga pęknie z zazdrości! No i chyba uściskam Jacka za tą jego stukniętą „Mission Impossible”... Gigant!!! Gigant zostaw to!!!! Gigant zostaw mój telefon, to nie jest kanapka!!!!

Uwaga! Autorka dziennika informuje, że nie był on sponsorowany przez żadną z sieci telefonii komórkowej, a szkoda...

Tekst: Beata Łukasiewicz©, zdj. itbiznes.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz