czwartek, 28 marca 2013

Szukając wiosny na Cyprze...

Cypr to gorący temat ekonomiczno-finansowo-polityczny, ale ja dzisiaj tak bardziej podróżniczo...

Byłam na Cyprze dwukrotnie, w 1998 i 2011 roku. Wyspa jest interesująca dla mnie ze względu na mitologiczną przeszłość (miejsce narodzin Afrodyty, która się tu wynurzyła z fal, które to miejsce na plaży do dziś się zwiedza). Jego magia  pomaga ponoć w zachodzeniu w ciążę - nie testowałam :-) Poza tym na Cyprze jest wystarczająca (przynajmniej dla mnie...) ilość starodawnych nekropolii, arcyciekawe ślady pobytu tu Zakonu Templariuszy, małych kościółków kryjących legendarne skarby - święte ikony i relikwie, bujna przyroda, cudownego koloru morze, niezłe wino.

Jest też Nikozja - jedno ostatnich takich miast na świecie, podzielonych na pół, należących do dwóch rożnych narodów (Cypryjczyków i Turków) - połowa wyspy (ponoć ta piękniejsza) należy też do Turków. Są więc możliwe np. wyprawy w okolice opuszczonych przez Greków kurortów, któe ogląda się przez lornetkę.

Atrakcji jest w bród, wyspa nie jest duża, do pokonania w tydzień czy dwa wynajętym samochodem. Z pierwszej wyprawy pamiętam też niesamowite góry Trodos (2ooo m wys.), których zdobycie  autem wymagało dużego samozaparcia... jelit, bo liczne zakręty sprzyjały wymiotnemu stylowi jazdy kierowcy... No i obowiązuje tam lewostronny ruch!

Dwa moje pobyty na Cyprze były typowo wiosenne, w marcu-kwietniu, więc za każdym razem miałam wiosnę dwa razy w krótkim czasie - pierwsza cypryjska: rozbuchana, zielono-kwiatowa, a druga polska: skromniejsza, ale też mocno radująca serce...

[gallery link="file" columns="4" orderby="title"]

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz