sobota, 9 marca 2013

Biały flirt

Czy zawodowa flirciara odpuści szansę zawarcia znajomości w najsmutniejszym miejscu świata – w szpitalu?


Byłam wściekła! Leżałam od kilku godzin na szpitalnym łóżku, z nogą w gipsie. Pięknie! Rozbuchana wiosna za oknem, a ja w tym ponurym miejscu tylko dlatego, że pośliznęłam się na szkolnym korytarzu! Pal licho ból, gips i nogę – najgorsza jest perspektywa tygodni spędzonych tutaj. Jak ja nie cierpię szpitali!
Znowu poczułam, jak pod powieki napływają mi łzy. Chciało mi się płakać. Z poczucia osamotnienia, ze złości, z żalu nad sobą. Co ja teraz zrobię? Nie miałam nawet odwagi rozejrzeć się po sali. Wiedziałam, że jest tu 6 łóżek i leżą na nich jakieś kobiety, ale nawet dokładnie nie wiem, kto to. Nie miałam na razie ochoty z nimi rozmawiać ani im się przedstawiać. Bałam się, że zaczną mi opowiadać o swoich chorobach. A ja przecież jestem zdrowa! Tyle, że mam złamaną nogę, ale to wypadek, przypadek czy coś tam... Nie mam nic wspólnego z tym całym szpitalnym światem. Wpadłam tu na chwilę... Musiał mi się wyrwać jaki szloch (albo szloszek) z piersi, bo za moment ujrzałam nad sobą przyjaźnie uśmiechniętą twarz dziewczyny i wyciągniętą ku mnie rękę z paczką chusteczek higienicznych. Druga ręka była w gipsie.
-        Chyba będą ci potrzebne – powiedziała twarz. – Nie przejmuj się, mam jeszcze  spory zapas. Też płakałam, ale przeszło mi po dwóch dniach...
-        Nie chcę płakać przez dwa dni! – powiedziałam głosem rozkapryszonego dziecka.
-        To nie płacz! Mam na imię Alina i jak widzisz, jestem tu z ręką w gipsie. Oprócz złamanej ręki miałam jeszcze małą operację. A ty?
-        Co - ja? Leżę tu z nogą w gipsie, nie widać?
-        Nie o to mi chodziło. Jak masz na imię?
-        Magda.
-        Aha. No to witaj na pokładzie!
-        Jak możesz być taka zadowolona? – zapytałam z rozdrażnieniem.
-        No bo nie jest tu aż tak źle. Są jeszcze na sali cztery panie, w różnym wieku, przeważnie starsze. Miały operacje, ale niektóre chodzą. Zobaczysz, jakie są sympatyczne.
-        Zwariowałaś!  Nie będę ich oglądać. Chcę do domu! Za trzy dni jest superimpreza u kolegi, miałam tam być!
-        Obawiam się, że tutaj zrobisz szybciej imprezę... Nie ma siły, żebyś za dwa dni stąd wyszła. Lepiej powiadom znajomych, żeby do ciebie wpadli z odwiedzinami. Na to się w szpitalu strasznie czeka. Tu też mogą zrobić imprezkę...

Uświadomiłam sobie nagle, że nie mam za wiele osób do zaproszenia. Olka na pewno tutaj zajrzy, ale na Rafała nie będę czekać. Byłam z nim dopiero na dwóch randkach i raczej wolałabym, żeby nie oglądał mnie w takim sfatygowanym stanie. Bez makijażu, z nieświeżymi włosami... Szkoda, taka ładna znajomość się zapowiadała, a tu masz babo placek (czy gips raczej masz babo...). Westchnęłam ciężko i spojrzałam na Alinę. Jest chyba tylko troszkę ode mnie starsza, może jakieś trzy lata. Ma ładne, ciemne oczy i czarne włosy. Budzi zaufanie.
-        Wszystkie moje plany życiowe biorą w łeb! – poskarżyłam się.
-        Uhm. Przynajmniej te na najbliższy miesiąc.
-        To straszne!
-        Nie histeryzuj, urządzisz się. Mamy tv i sklepik. Mogę pomóc ci umyć włosy albo zrobić pedikir.
-        Jedną ręką???
-        Trzeba sobie jakoś radzić...
-        Łatwo ci mówić, akurat zaczęłam się spotykać z pewnym menem...
-        Jak kocha to poczeka.
-        Nie wiem, czy kocha, byłam z nim tylko na dwóch randkach! – z jakiegoś powodu zaczęłam się jej zwierzać.
-        No to wszystko przed wami. Cudownie!
-        Obawiam się, że zacznie się umawiać z Justyną.
-        To tym bardziej na niego kichaj.
-        Ojej, te twoje recepty są takie proste!
-        Między nami mówiąc nie wiem, o co ci chodzi? Zamiast o swoje zdrowie troszczysz się o palanta, z którym byłaś na dwóch randkach. Czy to jest najważniejszy człowiek w twoim życiu?
-        Skąd mam wiedzieć? Za mało randek, nie znam go za dobrze.
-        Jak rany, czy ty nie umiesz mówić o niczym innym? Randki, kumple, faceci, imprezki... Jesteś zawodową flirciarą czy jak? -  Alina się chyba trochę na mnie zdenerwowała.
-        Przecież to są najważniejsze tematy w życiu nastolatki! – broniłam się. Alina popukała się znacząco w czoło. Wyglądało to dość komicznie, bo użyła do tego gestu ręki w gipsie. – No dobra, to czym mam się tu zająć? – zapytałam potulnie.
-        Na pewno znajdą się tutaj osoby, którym trzeba będzie pomóc.
-        Jak, z nogą w gipsie?
-        Kto wie, jakie masz talenty?

Dwa dni później okazało się, że świetnie robię manikir (Alina była naprawdę wdzięczna, w końcu spróbujcie obciąć sobie paznokcie ręką w gipsie!). Moje imprezowe doświadczenie przydało się w robieniu makijażu i czesaniu fryzur. Panie nie tylko z naszej sali chętnie poddawały się takim zabiegom, zwłaszcza że spodziewały się odwiedzin najbliższych. Nawet nie przypuszczałam, jak może poprawić komuś samopoczucie parę zwyczajnych kosmetyków. Moja sława wizażystki rozeszła się po piętrach i coraz więcej miałam klientek. Ciekawe, zawsze robiłam makijaż tylko sobie, nie podejrzewając nawet, że mam talent do dobierania komuś kolorów itp.
-        Nieźle uczesałaś panią Jadzię! Mąż jej wcale nie poznał! – Alina wpadła do sali z uśmiechem na twarzy. – Jesteś naprawdę dobra w tym wizażu! Nie myślałaś o takim zawodzie?
-        Skąd! Nie miałam pojęcia, że to potrafię.
-        Widzisz, pobyt w szpitalu może być pouczający...

W tym momencie do sali wszedł wysoki brunet. Zabójczo przystojny, potrafię błyskawicznie ocenić faceta. Dobrze wychowany, inteligentny, ale przy tym silna osobowość. Po prostu pierwsza jakość... Powiedział ciepło:
-        Alinko...
Alina odwróciła się do niego i rzuciła mu na szyję z okrzykiem:
-        Jacek!

Szybko wyszli oboje na korytarz. Może poszli do sali odwiedzin? Najwyraźniej chcieli zostać sami. Byłam przekonana, że to men Aliny. Szczęściara! Odwiedza ją w szpitalu, a ja taka opuszczona... Nie  minął jednak kwadrans, gdy byli z powrotem.
-        Co z tobą, Magda? Dałam ci czas na poprawienie makijażu, a ty się lenisz? Poznaj mojego brata, Jacka... – zatkało mnie z wrażenia. Nie dość, że to nie jest jej men, to jeszcze Alina zachowała się jak prawdziwa przyjaciółka. Chciała, żebym poprawiła sobie urodę, wiedząc jakie to ważne dla mnie... Zamarłam z chyba dość niemądra miną.
-        Nie sądzę, żeby poprawianie makijażu było konieczne – odezwał się szarmancko Jacek, przerywając moje głupawe milczenie. – Wyglądasz bardzo ładnie...

Nie wytrzymałam napięcia. Wybuchnęłam śmiechem. Jak mogę ładnie wyglądać we flanelowej, nocnej koszuli w kaczuszki, poplątanych na poduszce włosach i z nogą, zamotaną jak jakaś mumia, w gips???
-        Dzięęękiii, jeeesteś... jesteeeś bardzo miły... – wydukałam wreszcie. Alina patrzyła na mnie z sympatią. Jacek też. Ich spojrzenia nie zmieniły się nawet wtedy, gdy dostałam czkawki ze śmiechu. - Przeee...praszam,  to  z wra...żenia.
-        Wiecie co, napijmy się mineralnej – zarządziła Alina. Woda pomogła. Już po chwili pogrążeni byliśmy we trójkę w swobodnej rozmowie. Jako zawodowa flirciara wiem przecież, o czym rozmawiać z facetem, nawet jeśli mam na sobie koszulę nocną w kaczuszki zamiast seksownego dessous czy ciuchów z Terranovy. Mało tego, nawet na orbicie okołoziemskiej znajdę temat. I w łodzi podwodnej. I w Klubie Emeryta. I w Związku Hodowców Owiec. I w składzie porcelany, na bezludnej wyspie i na ludnej plaży. Po prostu zawodowstwo.

I chyba mi się udało, bo Jacek obiecał, że jutro nas też odwiedzi. Prosił, bym napisała listę potrzebnych mi rzeczy, to postara się je przynieść. No i co, pobyt w szpitalu może się okazać całkiem fajną przygodą, no nie?

Tekst: Beata Łukasiewicz, zdj. 123rf

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz