niedziela, 17 marca 2013

Fotoskutki niedzielnego spaceru...

Było dziś słonecznie, prawie wiosennie, tylko temperatura niekoniecznie taka. Wybraliśmy się jednak na spacer, z aparatem. Oto fotoskutki.

Najpierw udaliśmy się do ogrodu, sprawdzić co słychać. Zaintrygowały nas ślady jakichś zwierzaków, koteczka na pewno, ale innych nie mogliśmy rozszyfrować: lew, puma, żyrafa???? Niestety, zdjęcia do konsultacji nie wyszły... Za to fotogenicznie się prężył wśród śniegu pod orzechem włoskim mój różowy wrzosiec. Biały nie pozostawał zresztą w tyle - mniejszy, ale równie zielony i kwitnący. I takie je zapamiętałam od zeszłego lata! Całą zimę kolorowiły się w ogrodzie - podglądałam je z okna łazienki.

Dziś jakoś szczególnie drzewa mnie zaczepiały i nadal były to spotkania ze zwierzątkami. Spotkaliśmy jelonka (z lewej), jednak nie miałam nic dla niego, a pyszczek taki łakomy miał i wygłodniały. Może jutro tam wróce i coś mu do pyszczka podrzucę, bo tak prosi...

Potem ujrzałam smutną (chyba z powodu zimna, może nos jej zamarzł?) damesę z jednym oczkiem bardziej... Minka nieszczęśliwa, może dlatego też, że włosy jej zzieleniały??? Która z nas lubi mieć zielone włosy? No właśnie...

I takie to były niedzielne foto-impresje. A na koniec fajne zdjęcie męża, bo w oczach ma fotoreporterkę...

4 komentarze:

  1. Bardzo mi się te zdjęcia podobają, szczególnie tego wrzośca! Tak to się jakoś nazywa, pisze... Szczerze mówiąc, nigdy nie za bardzo rozróżniam jednej rośliny od drugiej (oprócz takich jak róża czy tulipan, oczywiście!), za to moja mama... Za to moja mama, to dopiero jest człowiek. Jak można się tak znać na kwiatkach? "O, to jest amarylis... Fajny, może go kupić?"
    Podziwiam osoby znające się na roślinach. Sama bym tak chciała.
    No i, ładny jelonek!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm, nie chcę wyjść na zrzędę, bo znowu o wieku, ale miłość do roślinek przychodzi z czasem. Długo nie można mnie było przekonać do posiadania działki czy ogrodu, pracowania w ziemi - nuda to była i kara boża, tak jakoś do 40-tki. Jednak moi bliscy mieli takie marzenie, stąd pojawił się w końcu dom z ogrodem i tarasem i tak jakoś z czasem się zaczęłam nimi zachwycać. Teraz sadzę, pielę i hoduję zieloność wokół, przywożę roślinki z egzotycznych podróży i eksperymentuję. A nazwy kwiatów też akurat znam od mamy :-)
    Pozdrawiam Cię serdecznie, Nemeyeth.

    OdpowiedzUsuń
  3. No nie ma to jak własna działeczka/ogródeczek ech nam tylko balkon pozostał, na szczęście duży to i roślinek na nim trochę się zmieści. Co do drzew to R. się bardzo spodobały bo ona to dopiero ma jazdę w skojarzenia, zawsze coś w drzewie wypatrzy.
    np; http://www.renjar.bloog.pl/id,333311745,title,276-Drzewo-co-trabe-ma,index.html
    Uścciskujemy a wiosna już za progiem :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. No kochani, z waszymi fotoimpresjami to ja nawet nie próbuję się mierzyć, domyślam się, co Renia może wyczyniać z aparatem, zaraz zresztą zajrzę na tego linka.
    Buzialki odwilżowe!

    OdpowiedzUsuń