niedziela, 10 marca 2013

Sensacyjne podróże Madonny, czyli historia pewnej namiętności…

We Wrocławiu sensacja, udostępniono widzom cenny obraz Cranacha Starszego „Madonnę pod jodłami”. Dzieje obrazu są fabułą na interesującą powieść o fałszerzach, złodziejach oraz namiętności do sztuki…

Ponieważ przyjechała do mnie koleżanka ze studiów, mieszkająca w innym mieście – wybrałyśmy się do Muzeum Archidiecezjalnego w ramach „zajęć kulturalnych”, głównie jednak by zobaczyć Madonnę, eksponowaną dopiero od początku roku. Muzeum jest niewielkie, prezentuje zabytki sztuki sakralnej sprzed kilku wieków, obrazy, rzeźby, a także szaty liturgiczne, naczynia, monstrancje, ołtarze domowe, starodruki, epitafia. Najpierw zwiedzałyśmy piętra, szukając tam Madonny, chociaż przypuszczałyśmy, że obraz wart 10 milionów euro nie będzie sobie wisiał ot tak, w jakiejś sali, z innymi. Nie po tych wszystkich wędrówkach, jakie musiał odbyć, by wrócić do domu, do Wrocławia… Z zainteresowaniem obejrzałyśmy ekspozycję, ale clou wizyty wciąż ani widu, ani słuchu. Mocno już zaniepokojone zeszłyśmy w stronę wyjścia z budynku i okazało się, że Madonna czeka na nas w specjalnej salce. Nie wiem, czy ściany są pancerne, ale wchodzi się jak do sejfu, Madonna pod jodłami wisi na wprost wejścia, za pancerną szybą, z głośników snuje się muzyka. Na ścianach opisana niezwykła historia: Lucas Cranach Starszy – słynny malarz niemiecki, namalował Madonnę dla wrocławskiej katedry w 1510 roku. Wisiała sobie w niej aż do II wojny światowej, kiedy to Niemcy w obawie przed alianckimi nalotami ewakuowali obraz do klasztoru w Henrykowie. Tam został srodze potraktowany -  rosyjski żołnierz po  zdobyciu klasztoru przełamał namalowany na desce obraz na pół i rzucił w kąt. Obrazem zaopiekował się ksiądz Zimmer – przy okazji też malarz. Myślę, że Madonna go uwiodła – ksiądz postanowił razem ze swoim uczniem z okolicznej wioski, niejakim Kupke namalować… kopię. Obaj bardzo się starali, nawet pęknięcia werniksu zafałszowali, posługując się igłą krawiecką. Kopia im wyszła genialnie (wisi teraz na lewo od prawdziwej Madonny…).

Po wojnie, gdy obraz miał wrócić do Wrocławia – powróciła kopia i zawisła w pałacu biskupim. Zimmer natomiast, wysiedlony z Polski (jako niemiecki ksiądz) w 1947 r. wywiózł Madonnę do rosyjskiej strefy okupacyjnej w Niemczech, posługując się fortelem. Madonnę (czyli deskę, na której jest namalowana) zawinął w ceratę, ustawił na niej termos i kubek z kawą, a przy sobie miał kilka złotych monet. One to zwróciły uwagę żołnierzy na granicy, którzy usatysfakcjonowani znaleziskiem nie dociekali, co jest po ceratą. Madonna trafiła do Niemiec, Zimmer szybko ją spieniężył, aczkolwiek nie pasuje mi ta część historii – myślę, że to nie on, że chciał po prostu mieć Madonnę dla siebie. Być może po jego śmierci ktoś ją otrzymał, próbował sprzedać na aukcjach – ale było trudno, bo wszyscy kolekcjonerzy wiedzieli, że obraz należał do wrocławskiej katedry. W końcu Madonna trafiła do szwajcarskich biskupów, a ci postanowili ja oddać prawowitemu właścicielowi. W ub. roku, po wieloletnich staraniach polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych dotarła do Wrocławia, ale był problem z eksponowaniem dzieła z powodu braku jakichkolwiek zabezpieczeń w muzeum. Tu nadmienię, że na dwóch piętrach muzeum nie ma żadnej aparatury do mierzenia wilgotności, a nawilżaczami są miski z wodą ustawione pod ścianą. Gdy zwiedzałyśmy sale muzealne towarzyszył nam bardzo smakowity zapach smażonej cebulki. Trochę zgroza, w jakich warunkach trzymane są tam cenne eksponaty!

Dla Madonny znaleźli się jednak sponsorzy, którzy wyasygnowali fundusze i można było zrobić dla niej sejf. Osobna sala, wyposażona w kamery, obraz chroniony jest barierką i szkłem pancernym, dyskretne oświetlenie. Ale Madonna jest tego warta. Obraz jest przepiękny, kobieta patrzy z powagą na dziecię, trzymające w dłoniach kiść  winogron, w tle jest pejzaż z tytułowymi jodłami, chociaż jakiś botanik może by polemizował. Malec odzwajemnia równie poważnie jej spojrzenie, patrzą na siebie, jakby porozumiewali się bez słów, jakby coś wiedzieli, co sie wydarzy, co  ich czeka, co muszą kiedyś spełnić. Te spojrzenia są, według mnie, na miarę tajemniczego uśmiechu Mona Lisy...

Zastanowiło mnie też, skąd winogrona w dłoni dzieciątka, skoro nie w winnicy siedzi Madonna? Na innym obrazie Cranacha, Madonna pod jabłonią – oboje znajdują się właśnie pod nią, obsypaną owocami, i dzieciątko trzyma jabłko. Co więc z tymi winogronami? Sprawdziłam w słowniku symboli Kopalińskiego i kiść winogron oznacza: "wesołość, radość, miłosierdzie". Na głowie Madonny szal jak z mgiełki, otula jej ramię i sięga nóżek maleństwa.

Zamarłam więc w zachwycie, a koleżanka chciała pokazać mi jakiś detal, stałyśmy przed barierką, lecz ręka musiała poruszyć jakiś czujnik, bo rozdzwonił się alarm. Byłyśmy same w pomieszczeniu, więc wołałyśmy się nie ruszać, zanim ktoś nie zajrzy, że faktycznie niczego nie dotykałyśmy… Zajrzała zaniepokojona pani z kasy…

Sprawdziłyśmy więc, że system ochronny jest całkowicie sprawnyBuziak

                                   (zdj. pochodzi z culture.pl nie wolno było robić ich w muzeum)

1 komentarz:

  1. Najpierw muszę pani bardzo, bardzo, bardzo, ale to bardzo podziękować, że pani w ogóle zajrzała na mojego bloga! Za każdym razem się tak dziwię, widząc wyświetlenia, a co dopiero komentarz! Cieszy mnie to niezmiernie, a z wrażenia musiałam szukać po dłońmi po omacku moich oczu na blacie klawiatury. No, może troszkę przesadziłam. Ale naprawdę byłam zdziwiona! Jeszcze raz pani dziękuję.
    Co do pani bloga, to przeczytałam jak na razie tylko ten oto wpis, ale mam zamiar przeczytać resztę, w miarę możliwości. Bardzo mi się podoba, lubię takie, jakby, hmm... Znów zapomniałam tego słowa, często mi się to zdarza. Pewnie już sobie nie przypomnę, ale, w każdym razie: bardzo mi się podoba to, co pani napisała!
    Pozdrawiam, Nemeyeth

    OdpowiedzUsuń