poniedziałek, 4 marca 2013

Szalone miasteczko

Rodzice Eweliny wygrali w konkursie audiotele wycieczkę rodzinną do Phantasialandu. Dziewczyna nie jest specjalnie zachwycona ani rodzajem wycieczki ani faktem, że pojedzie tam z rodzicami, zamiast z kimś z przyjaciół... Na miejscu stroi fochy i marudzi. Do czasu, aż...

-        Anka, Jezu, nie uwierzysz, co się stało! – Ewelina dzwoni do swojej najlepszej przyjaciółki.

-        Mam tylko nadzieję, że nic złego? – głos Anki drży.

-        Złego? Skądże! Idiotycznego raczej. Jak wiesz, moja mama ciągle gra w jakieś audiotele, rozwiązuje krzyżówki itepe – wszystko, w czym można coś wygrać. To już, moim zdaniem, mania. Nie wiem, kiedy ostatnio sama kupiła jakiś sprzęt gospodarstwa domowego, bo większość wygrywa...

-        No wiem, wiem. A co, wygrała właśnie 34-te żelazko? – Ania się uspokoiła.

-        Gorzej! Tym razem wygrała wycieczkę do jakiegoś wesołego miasteczka za granicą.

-        I co, kobietka pojedzie się zabawić? –Anka zaczyna się śmiać.

-        Żeby sama! Wygrała dla całej rodziny! I to jest ta tragedia!

-        O rany! To superasto, rybciu puszysta! Będzie jazda! – zachwyca się przyjaciółka

-        Jaka jazda? To rozrywka dla dzieci przecież! Poza tym, jeśli już, to wolałabym tam być w innym towarzystwie – z tobą na przykład...

-        „Wygranemu koniowi nie zagląda się w zęby”, albo jakoś tak... – Anka zwija się z śmiechu.

-        Wyobrażasz sobie moich staruszków w pałacu strachu albo jeżdżących górską kolejką? Hahahahaha! – Ewelina też się s śmieje

-        Eee, może będą się dobrze bawić? Nie bądź niesprawiedliwa, w końcu to mama wygrała tę wycieczkę... I wcale nie jesteś za stara, żeby podróżować z rodzicami! – przekonuje Anka.

„Może i nie jestem za stara, ale już wiem, jaka będę znudzona!” – myśli Ewelina, taszcząc swoją walizkę. Cała trójka przekroczyła właśnie progi jakiegoś „Phantasia” czy innego „landu”. Przy wejściu do „krainy fantazji” pojawił się jej pracownik, który serdecznie ich powitał, wiedząc, że mają zarezerwowane noclegi w hotelu należącym do wesołego miasteczka. Ewelina ledwie rzuca okiem na mijane po drodze atrakcje. Wcale nie ma na nie ochoty, ale w hotelu z rodzicami też nie będzie siedzieć! Rozpakowuje się w swoim pokoju, potem idzie oznajmić rodzicom, że „odłącza się od wycieczki”...

-        Ewelinko, ale dlaczego? – pyta zmartwiona mama.

-        Ojej, tak będzie lepiej, oblecę sobie całe to miasteczko, a wy sobie spokojnie oglądajcie po kolei to, co chcecie – dyplomatycznie przekonuje, że to dobre rozwiązanie i opuszcza hotel. „Dobrze, że chociaż mogę do kogoś wysłać sms-a, inaczej byłabym tu zupełnie sama” – rozczula się nad sobą. Ale już po chwili porywa ją to, co widzi wokół siebie. Niesamowite rzeczy! Nie spodziewała się takiego rozmachu dekoracji czy też scenografii, takich tłumów i tylu atrakcji. Nie wiadomo, od czego by zacząć... O, jakaś „kraina odkrywców” – czyta napis w obcym języku, mimowolnie go tłumacząc. Ok, sprawdźmy, co to! Zanurza się w świat wynalazców i wizjonerów. Można się tu nawet dać wystrzelić na Księżyc! Ewelina na razie nie decyduje się (rakieta wygląda całkiem kosmicznie!), ale bawi się: ubrana w specjalne okulary uczestniczy w szalonym eksperymencie zwariowanego profesora, zmniejszającego... publiczność! Rozbawiona eksperymentem, czując się mała jak mróweczka, wychodzi z namiotu i wpada prosto na jakiegoś spieszącego się chłopaka. Cholera! Impet jest tak duży, że oboje się przewracają!

-        Jejku, całkiem mnie zdeptałeś, ty słoniu! – Ewelina nie kryje swego oburzenia.

-        Przepraszam, ale ja ciebie w ogóle nie zauważyłem! – tłumaczy się winowajca.

-        Kiedy ja nie jestem taka mała! I patrz, gdzie idziesz!

-        Sam nie rozumiem... Czekaj, czy ty nie byłaś czasem w tym namiocie, gdzie profesorek zmniejsza publiczność? To by wiele tłumaczyło... – chłopak udaje zatroskanie.

-        Żartujesz chyba, przecież tak naprawdę wcale mnie nie zmniejszył!!!

-        Aha, to uważaj. Ja już też tam byłem... Nie wiem, o co chodzi, ale przed chwilą to ja ciebie w ogóle nie zauważyłem. Jakbyś była mrówką i już! Słowo!

-        Ale mnie wkręcasz... – Ewelina zaczyna się dobrze bawić, a nieznajomy jest bardzo sympatyczny.

-        Raz jeszcze przepraszam, muszę jednak teraz pędzić. Pa! – na pożegnanie, w niby przepraszającym geście chłopak całuje Ewelinę w policzek i znika w tłumie...

„Masz ci los, a już myślałam, że będę miała towarzystwo. Słoń czy nie słoń, ale zawsze we dwoje raźniej w tej zakichanej krainie przygód!” – wzdycha do siebie Ewelina. Rozgląda się za nieco spokojniejszym miejscem i postanawia napisać sms-a do Anki: „Dobrze się zaczęło - najpierw mnie zmniejszyli, potem słoń mnie prawie rozdeptał”. Przeczytała raz jeszcze wysłanego sms-a i doszła do wniosku, że brzmi on trochę bełkotliwie. „Ciekawe, co Anka z tego zrozumie?” W tym momencie usłyszała jakieś głosy:

-        No jesteś wreszcie, ubieraj się szybko, za chwilę próba! - Czyjeś ręce wpychają ją do garderoby i nakładają na głowę dziwaczny błyszczący pióropusz, przepysznym płaszczem-peleryną okrywają jej spodnie i T-shirta.

„Co się tu dzieje, na litość Boską?” Zanim ktokolwiek odpowie jej na to pytanie - już jest na małej scenie, w jaskrawym świetle ramp. Nikogo na widowni nie widzi. Dwóch szczupłych mężczyzn (niewątpliwie azjatyckiego pochodzenia), ubranych w podobnie połyskliwe stroje chwyta ją za ręce i dźwiga do góry „O Boże, to chyba jakiś numer akrobatyczny! Wzięto mnie za kogoś innego! Ratunku! – Ewelina nie wie, czy ma się drzeć wniebogłosy, czy uciekać gdzie pieprze rośnie... I tak zresztą zagłusza ją muzyka, a panowie zdają się nie zauważać, że trzymają w rękach kompletnie „nieakrobatyczną” dziewczynę... Wreszcie nadchodzi minuta prawdy – przy kolejnej, tym razem skomplikowanej figurze peleryna odsłania ubiór Eweliny, a akrobaci ze zdziwieniem odkrywają, że dziewczyna nie jest gibką koleżanką po fachu. Puszczają ją wreszcie... Za kulisami miga jej znajoma twarz nieznajomego „słonia”, który śmieje się całą gębą (czy raczej trąbą) i pokazuje uniesiony do góry kciuk.

-        Niezła byłaś! – krzyczy do niej z daleka i znów... znika! „Jasny gwint!” – Poczekaj! – wrzeszczy Ewelina, ale nieznajomy nie wraca.

Zrezygnowana postanawia wysłać do Anki kolejnego sms-a. Tym razem jego treść brzmi: „Wystąpiłam na scenie w roli akrobatki. Nie ma ofiar w ludziach!” Ewelina ma podejrzenia, że wokół niej dziej się coś dziwnego, tajemniczego i niesamowitego. Za dużo ma tych przygód i „przypadków”. Z drugiej strony to miejsce, to całe „wesołe miasteczko” nazywa się Phantasialand nie tak sobie, więc chyba wszystkie chwyty są tu dozwolone? Ktoś musiał usłyszeć jej myśli, bo kiedy przechodzi obok wagonika wodnej kolejki, ktoś bezceremonialnie wpycha ją do niego! Widzi tylko plecy oddalającego się chłopaka, nie jest pewna czy to znajomy nieznajomy, czy inny, nieznajomy nieznajomy. „Poczekaj, draniu, już ja cię dopadnę!” Na razie jednak nici z zemsty. Wagonik po sekundzie rusza, oddalając się od sprawcy. Po dwóch sekundach zamienia się w rakietę. Szalony pęd pojazdu, mknącego przez wielkie jezioro w nieznanym jej celu mało nie ściąga jej gumek z włosów. Na szczęście ich nie używa... „Ciekawe, gdzie tym razem wyląduję?”. Meta kolejki jest po drugiej stronie „wielkiej wody”, dziewczyna nie ma nawet szans odnaleźć sprawcy jej przejażdżki. Ale tuż obok dostrzega zakład fotograficzny, oferujący pamiątkowe „zdjęcia z epoki”. Kiedy ogląda prezentowane fotosy, ktoś łapie ją delikatnie za ramię. Ewelina cała spięta, przygotowana na kolejną niespodziankę (w postaci np. gadającego węża albo kolejnej próby sił w żonglowaniu) odwraca się powoli. Przed nią stoi znajomy nieznajomy i szczerzy zęby w uśmiechu. Zęby są ładne, uśmiech zarówno też...

-        I co się tak cieszysz? – Ewelina odzywa się pierwsza.

-        Z radością obserwuję jak się dobrze bawisz!

-        Ja się dobrze bawię? Ja? To wszystko to były jakieś pułapki i pomyłki!

-        Czemu? Akrobacje były naprawdę fajne! – chłopak drwi sobie z niej w żywe oczy! – Myślałem przez moment, że tu pracujesz! Serio serio!

-        Chyba cię grzmotnę... A propos, czy to ty wepchnąłeś mnie do wodnego wagonika?

-        Gdzieżbym śmiał!- broni się chłopak. – Ale co, niefajnie było?

-        Wszystko w porządku - co chwila wybuchał koło mnie jakiś gejzer, przepływał rekin szczerząc zębiska i wlokąc jakąś okrwawioną kończynę – mam nadzieję, że sztuczną.  Napadli mój wagonik piraci, potem wspięłam się nim na szczyt wodospadu i spadłam w takim pędzie, że bałam się o życie. Ale to wszystko możesz przecież przeżyć na zwykłej majówce, prawda? – Ewelina jest złośliwa.

-        No to chodźmy teraz się wreszcie zabawić, skoro ci za spokojnie było ... Nie mam już żadnych spraw do załatwienia, mogę ci towarzyszyć...

-        A jak ty masz właściwie na imię? I dlaczego tak znikałeś?

-        Mam na imię Michał. A znikałem, bo mi się rodzina gubiła...

-        Jesteś tu z rodziną? – Ewelina jest zdumiona!

-        Hm, ehm, uhm, jakby ci to powiedzieć... Przyjechałem tu z rodzicami...

-        Ale numer!

-        Obciach, no nie?

-        Obciach, który i mnie się zdarzył... Tyle, ze moja rodzina wygrała te wycieczkę, więc...

-        A ja, wyobraź sobie, chciałem tu z nimi przyjechać!

-        Niemożliwe? Wolisz bawić się w wesołym miasteczku z rodzicami, niż ze swoją paczką? – Ewelina nie dowierza Michałowi.

-        Powiedzmy, że to było coś w rodzaju prezentu urodzinowego...

-        Oryginalny prezent – przyznaje Ewelina.

-        Już go dostali, więc teraz możemy już bawić się na całego i sami.

W Ewelinie odezwały się nagle wyrzuty sumienia:

-        Wiesz co, może i ja sprawdzę, gdzie się podziewają i co porabiają moi rodzice? Odłączyłam się od wycieczki jakieś trzy godziny temu...

-        Chodźmy więc ich poszukać! Mamy dla siebie i tak cały dzień... – Michał spojrzał na Ewelinę miękko, a jej, nie wiedzieć czemu, ugięły się kolana...

tekst: Beata Łukasiewicz, zdj. hityczykity.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz